1959_3.pdf

(992 KB) Pobierz
Ц
о
й * ш с -------w
г
£
Ь
9
P jL i A
NR 3
tu h U b i
jp z
/
e o
i
UWAGA MODELARZE! ZA KILKA TYGODNI ZOSTANIE
OTWARTY OGŁOSZONY PRZEZ „HORYZONTY TECHNIKI
DLA DZIECI" I TYLOKROTNIE ZAPOWIADANY OGÓLNO­
POLSKI KONKURS MODELARSKI I WYSTAWA PRAC
KONKURSOWYCH W MUZEUM TECHNIKI W PAŁACU
KULTURY I NAUKI W WARSZAWIE
PROTEKTORAT NAD WYSTAWĄ OBJĄŁ
MINISTER OŚWIATY
Konkurs obejmuje diua działy: dział młodzieżowy i równoległy dział dła starszych
modelarzy bez względu na wiek.
Będą wystawione modele samolotów, samochodów, szybowców, parostatków
morskich, rzecznych, okrętów, silniczków parowych i elektrycznych, urządzeń ko”
lejowych, urządzeń transportowych, urządzeń portowych, wszelkich urządzeń po­
mocniczych i wiele innych.
Nadesłane prace będą zróżnicowane stosownie do wieku i stopnia wykształcenia
uczestników, co gwarantuje prawidłowy podział nagród.
Za najlepsze prace modelarskie przyznane będą nagrody ofiarowane przez insty­
tucje państwowe i spółdzielczość.
Jury konkursu składać się będzie z przedstawicieli nauki, przemysłu i prasy.
Po zakończeniu wystawy uczestnicy mają prawo do 'zwrotu modeli stanowią­
cych ich własność.
Jest to jedyna okazja, abyś zobaczył i porównał umiejętności Ttuoje i Twoich
kolegów. Dlatego nie może Cię zabraknąć na wystawie w Muzeum Techniki w Pa­
łacu Kultury i Nauki w Warszawie
Jedni mćwiq, że linie n a M arsie —
lo kanały, inni. że p asy zieleni.
Ale dopiero Ty gdy wrócisz slam lqd
powiesz, co lo jesl napraw dę.
SPIS
TE ES С I
I. SuialJa
uj
ciem ności.
2. Ł ćd ź podwodna. - 3. Fizyka na wesoło. — 4. CLemln. w naszym
donui: O irodzte czystej i koloroirej. — 5. My i elektryczność: S.O.S. Latarka sie nie pałl. — 6. L ą­
dem , m orzem I... między gwiazdami. • 7. Skrzynka Pocztoura. — 8. Ze śuilata.
4 Łatujo
trudno lamiglóirki; Sezamie otirórz się. — T - Kącik Najmłodszego Konstruktora: INaiika jazdy
O
nn stole. — 11. Konkurs
u
— Przyjdź zaraz po luizycie do mnie —
rzekł Piotr i ucałował czule poli­
iotr Curie wstał od sto­
czek żony. Zapukała do drzwi i we­
lika pod oknem, przy
szła.
którym przeprowadzał
Profesor siedział przy biurku i prze­
jakieś
doświadczenie
glądał jakieś klisze. Nie przerywając
i podszedł do drzwi są­
swej pracy wskazał je j miejsce po drugiej
siedniego laboratorium.
stronie biurka. Marla usiadła. Profesor
Mario, już dwu­ był jeszcze starym czło­
Becquerel nie
nasta! Czy zapomniałaś o luizycie
wiekiem. Z jego twarzy o silnie skle­
u profesora?
pionym czole i krótkim nosie biła energia
— Myję właśnie ręce — odpowie­
i mądrość. Podniósł ш tej chwili spoj­
dział
z leciutkim
cudzoziemskim
rzenie ku niej.
— A irięc chce pani otrzy­
akcentem głos jego żo­
ny. Mimo sześciu lat pobytu
mać temat pracy doktorskiej.
ше Francji wciąż jeszcze
id
— Tak, panie profesorze.
— Mam coś dla pani.
je j francuszczyźnie dźwięczał
akcent polski.
Proszę tu podejść do mnie.
Zdziwiona Maria podeszła
5
Weszła w tej chwili do
»-
i stanęła obok niego. Profe­
laboratorium męża szczupła,
drobna, ш poplamionym kit­
sor otworzył szufladę.
— Tak, a więc niech pani
lu. Jasne włosy tworzyły jak­
by aureolę nad je j głową.
patrzy. Do tej szuflady —
— Odprowadzę Cię — rzekł
niech się pani nie gorszy tym
Piotr. — Moje kryształy mogą
nieporządkiem — włożyłem
poczekać. — Zajmował się ba­
świeżo kupione klisze foto­
graficzne — w opakowaniu,
daniem symetrii kryształów.
ma się rozumieć. I potem
Wyszli na korytarz. Piotr
jakoś tu wpadł klucz od szu­
objął ramieniem swą żonę.
— Sądzisz, że da mi pracę
flady. W ubiegłym miesiącu
dostarczono mi nieco soli
doktorską? — spytała Maria.
uranu. Schowałem tę paczkę
— Myślę, że tak. Przecież
do szuflady i tak sobie leżała.
z poprzedniej twojej pracy,
Tydzień temu wyciągnąłem
dotyczącej własności magne­
te klisze, rozpakowałem —
tycznych stali, wywiązałaś się
i oto proszę patrzeć.
bardzo dobr/.e.
Podał je j kilka klisz.
Przystanęli przed drzwiami
— Może pani oglądać spo­
gabinetu, spojrzeli oboje na
kojnie, kazałem je utrwalić.
tabliczkę z napisem: ,,Prof.
Maria podniosła kliszę pod
Henryk Becquerel, kierownik
światło i po chwili spojrzała
m
Szkoły Fizyki i Chemii Prze­
ze zdziwieniem na profesora.
mysłowej” — a polem na
— Klucz?
siebie — i uśmiechnęli się.
— Właśnie'. Niech pa­
ni pomyśli: zapakowane
klisze, zamknięta szufla­
da — i klucz został
sfotcg rafowany na tych
wszystkich kliszach.
Maria z rosnącym
zdziwieniem patrzyła na
profesora, na klisze, na
małą paczkę z solą ura­
nu. Wreszcie rzekła:
— Aby dokonać zdjęcia, potrzebne
jest śiuiatło. A więc uran wydziela jakieś
promienie?
— Otóż to, otóż to, moje dziecko.
Nazwałem je promieniami uran omymi.
Warto by jednak bliżej zbadać to zja­
wisko. To jest właśnie pani praca dok­
torska.
*
*
*
— A więc jesteś zadowolona z lematu
swojej pracy, kochanie?
— Piotrze, to jest pasjonujące. Słu­
chaj, ziuiązki uranu to są dziwne związki.
Przecież zwykle cechy związków są
różne od cech pierwiastków wchodzą­
cych w ich skład. No, na przykład tlen
i wodór to gazy — w połączeniu zaś dają
płyn: wodę. Albo chlor i sód; oba pier-
ujiastkr są trujące — a w połączeniu dają
niezbędną dla organizmu ludzkiego sól.
— Uran zachowuje się inaczej?
— Ach, z uranem zupełnie co innego!
Obojętne, jaki związek uranu wezmę
do badania: wszystkie one wydzielają
promienie.
1
co ciekawsze, to promie­
niowanie nie zależy od temperatury,
od ciśnienia — od żadnych czynników
zewnętrznych.
— Wiesz, że ty masz rację: to jest
rzeczywiście pasjonujące.
— Piotrze, powiem ci jeszcze coś,
co mnie najbardziej zdumiewa. Nawet
profesorowi jeszcze o tym nie mówiłam.
Przeprowadziłam badania nad promie­
niowaniem czystego uranu i blendy
uranowej. Jak ci śię zdaje, które z tych
ciał silniej promieniuje?
— No... Wobec faktu, że to właśnie
uran jest, jak to nazwałaś, ciałem pro­
mieniotwórczym, zapewne silniej pro­
mieniował czysty uran?
— Otóż mylisz się! Właśnie blenda
uranowa wykazuje promieniotwórczość
wielekroć silniejszą niż czysty uran!
Co ty na to? Zrobiłam
jeszcze jedno doświad­
czenie. Stworzyłam na
drodze syntezy blendę
uranową. Nie różni się
niczym od naturalnej —
z tym tylko wyjątkiem,
że... nie promieniuje.
Piotr zmarszczył z na­
mysłem brwi.
Słucha
powiedź na to może być tylko jedna.
Jedynie twoja sztuczna blenda uranowa
jest prawdziwą blendą uranową. W na­
turalnej blendzie jest coś więcej jeszcze,
coś, co wymyka się dotychczas twoim
doświadczeniom. I właśnie to „coś”
wysyła promienie.
— I ja doszłam do tej myśli, Piotrz:
I nie spocznę, dopóki tego ..czegoś”
nie wykryję. Ale to bardzo, bardzo
długa praca...
Piotr myślał intensywnie. Jego spo­
kojne, mądre oczy patrzyły na żonę
ważąc jakąś myśl. Wreszcie rzekł uśmie­
chając się:
— Mario, czy nie sądzisz, że praca
poszłaby szybciej gdyby oddały się jej
dwie osoby?
— Piotrze! Ty chciałbyś? Naprawdę?
Jakże Cię kocham za to!
— Zdumiewające! — rzekł profesor
wstając od biurka i przechadzając się
po pokoju. — Zdumiewające! A więc
odkryliście nowy pierwiastek
1
— Nowy pierwiastek o zdolności pro­
mieniowania znacznie silniejszej niż^
uran — uzupełnił Piotr Curie,
— Jak tego dokonaliście?
— Poddaliśmy analizie chemicznej
blendę uranową i sprawdzaliśmy kolejno
z jakimi składnikami wiąże się zdolność
promieniowania. I w ten sposób do­
szliśmy... — odpowiedziała Maria.
— I wykryliście nowy pierwiastek!
Jakże go nazwiecie!
Małżonkowie Piotr i Maria Curie spoj­
rzeli na siebie. Maria uśmiechnęła się
leciutko, jakby chciała powiedzieć:
„mów ty”. Piotr rzekł:
— Moja żona jest Polką, panie pro­
fesorze. Zna pan przecież je j panieńskie
nazwisko: Maria Skłodowską. Je j ojczy­
zna jest
iu
niewoli. Warunki polityczne
sprawiają, że nie może pracować w śu)p-
im kraju. Pracuje we Francji, mą męża
Francuza. Ale nie zapomni nigdy o swej
ojczyźnie. I dlatego nowy pierwiastek
postanowiliśmy nazwać: polon.
Drewniany barak w głębi podwórza
był królestwem Piotra i Marii Curie.
To nic, że szklany dach był dziurawy,
a podłoga kamienna, że żelazny piecyk
ogrzewał go bardzo słabo. Ta nędzna
"
szopa była miejscem, gdzie rodziła się
nowa gałąź wiedzy: nauka o promienio­
w y
1
órczości. mająca dokonać prżęwrotu
w śmiecie.
W ślad za odkryciem polonu w parę
miesięcy później młoda para odkryła
nowy pierwiastek, który nazwała rądem.
Chodziło teraz o to, aby otrzymać za­
równo polon jak i rad w postaci możli-
c; wie czystej, aby można było zbadać, jakie
własności miały te świeżo odkryte pier­
wiastki.
Była to ciężka praca, którą wzięła
■ na siebie Maria Curie. Piotr był przecież
profesorem fizyki; był bardziej zajęty
niż jego żona. Aby otrzymać 240 mili­
gramów radu, trzeba było przerobić
> za pomocą długich zabiegów tonę rudy
uranowej.
Rudę sprowadzano z czeskiej kopalni
w Jachymowie. Tysiąc kilo rudy, podzie­
lony na porcje dwudziestokilogramowe—
większemu ciężarowi Maria nie mogła
Dodołać — trzeba było kolejno pod-
*V.iawać różnym zabiegom chemicznym:
ogrzewaniu, łączeniu z innymi substan­
cjami, filtrowaniu, krystalizowaniu. Mło­
da uczona dźwigała olbrzymie naczynia,
mieszała, przesączała. W zimie
pomimo żelaznego piecyka od­
mrażała sobie ręce i nogi, w
lecie omdlewała z upału pod
szklanym dachem, jesienią pod­
stawiała miski i miednice pod
przeciekającą z dachu wodę.
Wieczorem przychodził Piotr
i teraz pracowali do późnej nocy
razem. Razem też uzyskali mi­
nimalne ilości polonu i radu.
Przekonali się, że pierwiastki
promieniotwórcze mają ciekawą cechę:
po jakimś określonym upływie czasu
zamierają, czy przestają promieniować.
Polon okazał się pierwiastkiem bardzo
niewdzięcznym: z jakiejkolwiek ilości,
jaką się posiadało, po 140 dniach pozo­
stawała tylko połowa. Rad okazał się
trwalszy: obliczono na podstawie do­
świadczeń, że zanika do połowy dopiero
po 1590 latach. Ale pierwiastek promie­
niotwórczy, który zamarł, miał zupełnie
inne własności, stawał się zupełnie in­
nym pierwiastkiem. A więc nieprawdą
było to, co dotychczas głosiła nauka,
że pierwiastki nie mogą się zmieniać
jedne w drugie I I nieprawdą było, że
atom był czymś niepodzielnym. Oka­
zywało się, że atom każdego pierwiastka
składał się z pewnej określonej ilości
elementów; że promieniowanie było
właśnie wysyłaniem, a mięć utratą pew­
nej części tych elementów i że wtedy
atom radu rozpadał śię na dwa inne
atomy: helu i ołowiu.
Były to odkrycia, które rozpoczynały
nową erę we wszystkich iiiemal dzie­
dzinach nauk ścisłych: erę energii ato­
mowej. Toteż na Marię i Piotra Curie
spadał grad nagród, aż po nagrodę
JN'obla w 1903 roku. Szczęśliwa, nagra­
dzana, młoda Maria nie przeczuwała
wtedy, że ш trzy lata potem nieszczęśliwy
wypadek uliczny położy kres życiu je j
męża; że ona sama będzie pracować
jeszcze blisko 30 lat otrzymując po raz
drugi nagrodę Nobla za dokonanie wielu
jeszcze bezcennych odkryć.
Ale wtedy, pracując ponad siły
w drewnianym baraku, nie przeczuwała
swej przyszłości. Była szczęśliwa. Póź­
nym wieczorem udawali się oboje,
Piotr i Maria do domu, gdzie dwie ich
małe córeczki spały już dawno. I wtedy,
po kolacji, zbierała ich chętka
wrócić jeszcze raz do drewnia­
nej szopy, która zawierała ich
skarb. Wchodzili do baraku,
zatrzymywali się w progu nie
zapalając światła. Pełni wzrusze­
nia i zachwytu patrzyli: poroz­
kładane na stołach i półkach pre­
paraty promieniotwórcze świe­
ciły słabym, uroczym światłem
jak robaczki świętojańskie uno­
szące się w powietrzu.
D r H anna K orab
Zgłoś jeśli naruszono regulamin