Bezimienny Czy madrosci i cnoty mozna nauczyc 1896.pdf

(1268 KB) Pobierz
CZY MĄDROŚCI 1 CNOTY
MOŻNA NAUCZYĆ?
(BEZIMIENNA ROZPRAWKA Z POLOWY W . Y. PRZED CHR.)
NAPISAŁ
S
t a n is l a w
S
c h n e id e r
W KRAKOW IE
Czy mądrości i cnoty można nauczyć?
(Bezimienna rozprawka z połowy w. V. przed Chr.).
Napisał
Stanisław Schneider.
I.
Dziełko, złożone z pięciu rozprawek — tytuł ostatniej przetłuma­
czyliśmy w nagłówku — nowością nie jest, lecz wiodło dotychczas bar­
dzo niesainoistny i sztuczny żywot. Pierwszy ogłosił je , nie wiedzieć
ja k przyszedłszy do niego, Henryk Stephanus w r. 1570. między pisma­
mi Pitagorejczyków i to w dodatku do swego wydania Diogenesa
z Laerty '). W sto lat potem zajmował się niem John North, którego
przekład łaciński z objaśnieniami dołączył Tomasz Gale do powtórnego
wydania tego traktatu -). Kiedy Ja n Albert Fabricius posługiwał się
przy wydaniu Sextusa Empiricusa t. zw. codex Cizensis, znalazł przy
końcu odpis rzeczonych
¡lixlz'.zi;
i wydał je w swej Bibliotkeca Graeca
p. t. Sexti disputationes antiscepticae*
3). Jeszcze później Ja n Konrad
Orelli zamieścił dość niepoprawny przedruk tej pracy, z dodaniem uwag
Nortka i własnych, w Opuscula Graecorum veterum sententiosa et mo-
')
’)
1670, p.
3)
Paryż 1570. str. 4-70—482.
Opuscula inythologica, physica et ethica. Cantabrig. 1071. Pytbagor. fragm.
4 7 —76 i Amstelaedam. 1688. p. 7 0 4 —731.
Hamburg 1718—28. XII, str. 61 7 —635.
2
8 . SCHNRIDBH.
[21
ralia ')• Nakoniec Mnllach w Fragmentu philosophorum Graecorum po­
nowił tylko wydanie ( Irellego z wszystkimi jego błędami *).
W zeszłem stuleciu Valckenacr i jego uczeń Koen pierwsi odmó­
wili autorstwa tego traktatu jednemu z Pitagorejozyków, natomiast przy­
sądzili jakiemuś sofiście. Przed lat dziesiątkiem uczynił to samo Teodor
B erg k * w rok zaś po Bergku posunął sprawę dalej Scbanz4), porów­
3),
nawszy z jedynym, dotąd znanym kodeksem Cizensis, dwanaście nowych
zupełnie rękopisów, z tych sześć znachodzących się w Paryżu Wartość
odkrycia obniża jednak ta okoliczność, że wszystkie te manuskrypty
pochodzą z tego samego źródła co odpis Stepliana i wszystkie zawie­
rają Sextusa Empiryka. Scbanz ograniczył się wyłącznie do rękopiśmien­
nych spostrzeżeń i zauważył między itinemi, że piąta z rzędu
nosi jedynie w Stephanusowem wydaniu pierwotny napis: z£ii
tx
; <;o^ix;
zzt
tx
;
ż
:
etż
;, xi &S
zztóv
. Albowiem trzeba wiedzieć, że wszystkie te
i
Stz).E'£t;, czyli rozmówki z podkładem filozoficznym, pisane są w na­
rzeczu doryckiem. Inne rozprawki w rękopisach nie wykazują wpraw­
dzie na czele określników: Ś
).
e
;
i
;
y.\
Ótź/.;;'.; [i' i t. d., jak u Stepliana,
lecz treść przynajmniej podają w nagłówkach: 1)
~zpi
iyałfw *xt z-zzoi,
2) TTE-i
y.yjjo
zzi
y.in/pi'i),
8) nspi $txxt<o ¡tzl x$i%<4, 4) ~ssi
y.\yAh:y.;
*xi ^
^
eg
;.
.
Jeno ostatnia następuje we wszystkich manuskryptach po przedostatniej
nie tylko bez żadnego napisu, lecz nawet wręcz bezpośrednio bez jakiego
takiego odstępu.
Mimo że Scbanz wyraził nadzieję, iż praca Bergka zwróci zajęcie
uczonych na ten traktat, po wydobyciu go zwłaszcza z komornego u Pi-
tagorejczyków i Sexta Empiryka, i że on się ukaże ja k najprędzej
w krytycznem wydaniu, przecież po latach dziesięciu jeszcze takiego
wydania niema. Ale natomiast pojawiło się o tym przedmiocie udatne
studyum Triebera5), który powtarza za Schanzem. że t. zw. Ó
iźae
:'.;
e
jest dowolnym zlepkiem czterech niepowiązanych ze sobą wyciągów z in­
nych rozpraw tego samego autora, a mianowicie: 1) o nauczaniu mą­
drości i cnoty, 2) przeciw ustanawianiu urzędników za pomocą losowa­
nia, 8) o wielostronności wiedzy, 4 j o mnemotcchnicc. Obaj zgadzają
się także na to, że czwarta Ó ^
i
; kończy się właściwie słowami
togto
iźae
S
e o
).
ov
Stz^E-Ei, a większa część pozostała przypada luźnym i bez ¿ad-
') Lipsiae 1 8 1 9 - 2 1 . II, 2 0 9 - 2 3 3 .
») Parisiis 1860. I, 544—652.
3) Fünf Abhandlungen zur Geschichte der griechischen Philosophie und Astro­
nomie, herniisgegcbeu von G. Hinrichs. Leipzig 1883, str. 111 i Hast.
*)
Hermes, 1884: Zu den sogenannten AtaXil-tt;, str. 369—384.
b)
Hermes, 1892: Die A
i
»X
e
-
ei
;. str. 210— 248.
[
3
]
ozy
MĄDROŚCI
I CNOTY MOŻNA NAUCZYĆ.
3
nego przejścia następującym po niej wyimkoin. Trieber posuwa się j e ­
szcze dalej i sądzi, że w tej drugiej połowie Sia)..
8'
naprzemian się
przeplatają dwa watki tak. że zaczyna się rzecz o szaleńcach i rozsad-
dnych; przechodzi następnie do tego, że jeden i ten sam przedmiot jest
równocześnie i nie je s t; dalej rzecz nawiązuje się do przerwanego z po­
czątku toku i wraca ostatecznie do czegoś, co istnieje a oraz nie istnieje.
Sprawa nie jest bynajmniej tak prosta, ja k się przedstawia Schan-
zowi i Trieberowi. Nic łatwiejszego, ja k przyjąć, że traktat cały skła­
dał się początkowo z dziesięciu części, z których na czwartą <hż).E't;
trzy, a na piątą cztery wypadną rozprawy i o bezmyślny wybór obwi­
nić późniejszego wydawcę. Trudniej wykazać łączność pomiędzy poje­
dynczymi ustępami i że istotnie więcej nie było działów, ja k pięć prze­
kazanych rękopiśmiennie w edycyi Stephana. Zadania zaś tego podej­
mujemy się w tej myśli, że z niem dopiero zaczyna się dodatnie ujęcie
kwestyi i że na tej drodze jedynie można dojść do pewniejszych wy­
ników.
II.
Trzy początkowe rozprawki są ułożone według stałego schematu.
Najpierw tedy podaje autor w każdej dwojakie zdanie: jedno, że dobro
a zło, piękno a brzydota, słuszność a niesłuszność są czemś zasadniczo
odmieniłem; a drugie, że te pojęcia są względne i to samo wydaje się
temu dobrem, pięknem lub słusznem, innemu zaś złem czy brzydkiem
albo niesłusznem. Autor przechyla się zawsze zrazu na rzecz względności
i wykazuje na przykładach, ja k różni ludzie różnie pojmują dobro
a zło i t. d. Potem cofa się na stanowisko pierwszego zapatrywania
i znów przykładami dowodzi, że nic zarazem nie może być dobrem
i złem i t. d. W ynik rozumowania jest jasny i co najwięcej w metodzie
tylko sceptyczny. Wprawdzie rzecz jak aś może wydawać się temu do­
brą. piękną lub słuszną, tamtemu znowu złą. brzydką, niesłuszną, a na­
wet temu samemu człowiekowi raz tak się przedstawiać, drugi raz owak;
ale nie może być sama w sobie dobrą i złą. piękną i brzydką, słuszną
i niesłuszną, aczkolwiek właśnie istoty dobra, piękna i sprawiedliwości
się nie zna. Co do dobra, przynajmniej taką konkluzyą kończy się pierw­
sza rozprawka: Kai oó ),eyw, Ti ¿^
t
:
to
aya jóv, a),Aa
tooto
tczimum
&Sa-
<
xev
, w; oń
t
(
oót
Ó si7j /azov zai ¿y*Sóv, a
aa
" E7.aT£;ov.
7
v
.
Zauważono słusznie, że powyższemu schematowi li w pierwszej
swojej połowie odpowiada
§'. Autor swoim zwyczajem przytacza
naprzód dwojakie zdanie: jednych, że co innego nazywa sie prawdę
4
8.
SCH N EID ER.
[
4
]
mówić, a co innego kłaniać; drugich, do których sani się poniekąd za­
licza, że to jest to samo, a tylko w miarę tego, czy powiedzenie się
sprawdza czy nie sprawdza, nabiera cech prawdziwości lub fałszu.
W końcu jednak nie zgadza się na to, aby po skutkach wnioskować
0 prawdomówności, bo w takim razie wyroki sędziów, którzy nie są
obecni rozsadzanym wypadkom, byłyby wprost dowolne. Zresztą nawet
ci, którzy różnicę między prawdą a kłamstwem upatrują w rezultatach,
przyznają, że od domieszki prawdy albo nieprawdy zależy w ogólności
prawdziwość lub fałsz. W tern zaś cała różnica.
Na powyższym wywodzie i konkluzyi istotnie mógłby był niewia­
domy autor poprzestać, gdyby nie było mu szło równorzędnie i o to,
żeby wykazać, jak fałsz od prawdy nie tylko w m o w i e się różni, lecz
także w l u d z k i c h c z y n n o ś c i a c h i w n a t u r a l n y m s k ł a ­
d z i e r z e c z y . Nasainprzód tedy podane są trojakiego rodzaju zarzuty,
po których następuje kolejne ich uchylenie. Twierdzą niektórzy, że tak
szaleńcy ja k ludzie rozsądni, tak mądrzy ja k ograniczeni, to samo mó­
wią i czynią (¡tai Aeyovri zai Trsźsoowt). Nazywają (
óvoo
.
ź
£
ovti
) ziemię,
człowieka, konia, ogień i wszystko inne zupełnie jednakowo i jedna­
kowo też postępują (w>teovrt): siedzą, jedzą, piją, leżą i t. p. Dalszy za­
rzut polega na tern, żc rzecz ta sama może być jednocześnie większą
1 mniejsza, pełniejszą i rzadszą, cięższą i lżejszą i t. d. Talent naprzy-
kład wprawdzie jest cięższy od miny, a przecież lżejszy od dwóch ta­
lentów. Wreszcie ostatni zarzut tyczy się równoczesnego istnienia i nie­
bytu człowieka tudzież wszech rzeczy, kończy się zaś sentencyą: ()jx<~>v
¡tai evrt
wpayjjwcT* ¡tai ouz ev
t
£
.
Bardzo zręcznie obala autor wszystkie powyższe tezy. Najpierw
bowiem wydobywa od przeciwników przyznanie, że szaleństwo się różni
od rozsądku, a mądrość od nieuctwa. Jeźli więc bez różnicy szaleni
i głupcy, a mędrcy i rozsądni to samo robią, to wypływałaby z tego
niedorzeczność, że mędrcy szaleją, a poczynają sobie mądrze szaleńcy.
Aliści przeciwnicy mają wymijającą odpowiedź w zanadrzu, mianowicie,
że tamci odzywają się, k i e d y t r z e b a , a ci, g d y n i e t r z e b a .
Właśnie zaś te ich nieznaczne dodatki (ai Ó xai [// Set) przeistaczają
eT
.•]
rzecz zasadniczo (¿me oó
ur^izi
towtó
-/ .ev). Co do drugiego zarzutu
¡u
o względności przedmiotów, to go nasz autor odpiera rozumowaniem,
że nie potrzeba nic dodawać, ani ujmować, lecz tylko przycisk zmie­
nić (np. D.aoxo; a yAaozó; etc.) albo głoskę przestawić (np. óvo: a vóo;),
a zajdzie przeobrażenie gruntowne. Cóż dopiero, jeżeli się przyda lub
co odejmie. Gdy od dziesiątki ktoś potrąci jednostkę, nie zostanie ani
dziesiątka ani jednostka i t. p. Krótko rozprawia się autor z trzecim
punktem. Ci, co mówią, że człowiek jest i niema go, mają na myśli
Zgłoś jeśli naruszono regulamin