Fiedler Arkady - Dywizjon 303.txt

(199 KB) Pobierz
Arkady Fiedler
Dywizjon 303
Warszawa 1996


   Arkady Fiedler (1894-1985) to jedna z najbardziej niezwykłych postaci polskiej literatury 
reportażowo-podróżniczej. Już kilka pokoleń czytelników kojarzy go bezbłędnie, choć może 
nieco jednostronnie, z takimi ksišżkami jak Ryby piewajš w Ukajali, Kanada pachnšca żywicš, 
Dywizjon 303, Dziękuję ci, kapitanie, Zdobywamy Amazonkę, Rio de Oro czy Piękna, straszna 
Amazonia. Talent narracyjny, pisarska swada, egzotyczne tło i rzetelnoć obserwacji, jakie tu 
demonstrował autor, zapewniły jego utworom milionowš publicznoć czytelniczš, nie tylko 
zresztš w naszym kraju.
   Tymczasem mało kto już dzisiaj wie i pamięta, że Arkady Fiedler debiutował w 1918 roku 
jako poeta (tak, tak, kto za młodu nie był poetš) i to nie byle gdzie, bo na łamach 
poznańskiego Zdroju, organu ekspresjonistów polskich, cyklem wierszy Czerwone wiatła 
ogniska. Że jako młody człowiek brał udział w powstaniu wielkopolskim (jedynym 
zwycięskim powstaniu polskim), a w latach 1918-20 działał w POW, że póniejszy pisarz 
studiował filozofię i nauki przyrodnicze na uniwersytetach w Poznaniu, Berlinie i Krakowie, a 
ukończył Akademię Sztuk Graficznych i Księgarskich w Lipsku (1923). Że pisarzem został 
właciwie przypadkowo, gdy jako uczestnik wielu wypraw podróżniczo-turystycznych, 
najpierw krajowych (Przez wiry i porohy Dniestru, 1926), a potem po wiecie, nadsyłał 
korespondencje dla prasy. I że tak na dobrš sprawę, jak wyznaje w swych póniejszych 
wspomnieniach, poczštkowo ważniejsze były owe podróże i przygody niż same ksišżki, 
które dostarczały rodków finansowych na kolejne wyprawy
   Wybuch drugiej wojny wiatowej zaskoczył znanego już wtedy literata-podróżnika na 
dalekiej polinezyjskiej wyspie Tahiti, jednak udało mu się dotrzeć stamtšd do Francji, a po jej 
upadku do Anglii. Tam, jako oficer Polskich Sił Zbrojnych, znalazł się wród polskich 
żołnierzy; lotników i marynarzy: wsłuchiwał się w ich zwierzenia i opowieci. I tak powstały 
dwie jego bodaj czy nie najpopularniejsze ksišżki, fabularyzowane reportaże literackie: 
Dywizjon 303 i Dziękuję ci, kapitanie, wydane w Londynie w 1942 i w 1944, a następnie 
wielokrotnie wznawiane, także w kraju. Oto np., a rzecz to warta przypomnienia, Dywizjon 303, 
ukazujšcy udział lotników polskich w jednej z najdramatyczniejszych bitew II wojny 
wiatowej  bitwie o Anglię, był jeszcze w czasie wojny, bo w 1942 rozprowadzany po 
okupowanym przez Niemców kraju w formie odbitek fotograficznych z wydania londyńskiego, 
a w 1943 ukazały się w Warszawie co najmniej trzy różne jego konspiracyjne wydania w 
podziemnych wydawnictwach, kolejne za w 1944 w Kielcach, nakładem pisma Chrobry 
Szlak. Dywizjon 303 odegrał wielkš rolę, gdyż budził nadzieję i optymizm, wszak ksišżka 
mówiła o zwycięskich walkach polskiego żołnierza i powstrzymaniu blizkriegu hitlerowskiej 
ofensywy. Pokazywała wydarzenia, które wpłynęły znaczšco na póniejsze losy wojennych 
zmagań. Sam premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill powiedział po bitwie o Anglię, że 
Nigdy w dziedzinie ludzkich konfliktów tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym. 
A miał na myli także i polskich lotników, m.in. z Dywizjonu 303. Dywizjon ten wszedł do 
bitwy w ostatniej, ale decydujšcej fazie i walczył przez 43 dni, od 30 sierpnia do 11 
padziernika. Piloci dywizjonu stršcili 126 niemieckich samolotów (w tym 16 trzej jego 
brytyjscy członkowie). Polscy piloci osišgnęli rekord zwycięstw, a pierwszy z dywizjonów 
brytyjskich miał tylko połowę sukcesów Dywizjonu 303. Inna to sprawa, że długo jeszcze po 
wojnie Brytyjczycy starali się ten fakt zbagatelizować i nawet zatuszować (co moglimy 
zobaczyć np. na filmie angielskim Bitwa o Anglię).
   Dzi, po grubo ponad pięćdziesięciu latach od bitwy o Anglię oraz wydarzeń zwišzanych 
z udziałem polskich marynarzy i okrętów w wojnie z Niemcami o panowanie na szlakach 
morskich (Dziękuję ci, kapitanie), gdy dla większoci czytelników obu tych ksišżek Fiedlera, 
sš to dobrze znane z różnych ródeł wydarzenia już cile historyczne, na które patrzymy sine 
irae et studio, te pisane na goršco reportaże wcale nie straciły na atrakcyjnoci czytelniczej. 
Przeciwnie, bo teraz dopiero widać wyranie, że poza swymi walorami poznawczymi zawierajš 
co, czego próżno by szukać w fachowych i rzeczowych opracowaniach naukowych czy 
podręcznikowych. To co, to autentyczna, niepowtarzalna i nie do podrobienia po latach aura 
uchwyconych na żywo przeżyć, zachowań, nastrojów, pragnień, marzeń i nostalgicznych 
tęsknot polskich żołnierzy: oficerów i szeregowych uczestników wielkich i decydujšcych o 
losach wojny i wiata wydarzeń. Tę atmosferę walki i życia codziennego polskich żołnierzy, 
znajdujšcych pomoc i możliwoć działania w Anglii, obie te tak bliskie sobie tematycznie 
ksišżki Fiedlera, odtwarzajš w sposób nie tylko żywy i barwny, pozbawiony przy tym patosu i 
tromtadracji hurapatriotycznej (która najczęciej wyrasta z ksenofobii narodowej), ale i pełen 
prawdy o zarówno wielkich jak i małych problemach historyczno-egzystencjalnych: dramatach 
losów żołnierskich na obczynie oraz zabawnych, opisanych z poczuciem humoru (często 
wisielczego), tragikomicznych wydarzeniach i perypetiach całkiem już prywatnego życia 
bohaterów.
   Janusz Termer
SŁÓW KILKA DO XVI I NASTĘPNYCH WYDAŃ 
DYWIZJONU 303
   Gdy we wrzeniu 1940 roku zameldowałem się w Londynie u generała Władysława 
Sikorskiego, głównodowodzšcego Polskich Sił Zbrojnych w Wielkiej Brytanii, zdziwiłem się, 
że żaden z licznych na Wyspie literatów polskich nie wpadł dotychczas na pomysł ujęcia 
piórem rewelacyjnych wyczynów polskich lotników z Dywizjonu 303, o których tyle hymnów 
pochwalnych włanie pisano w prasie angielskiej. Generał Sikorski z serdecznš ochotš dał mi 
rozkaz napisania szerszej relacji o akcji Dywizjonu 303 i skierował mnie na lotnisko w Northolt 
pod Londynem, gdzie Dywizjon 303 stacjonował. Zaprzyjaniwszy się łatwo z większociš 
dywizjonu, zarówno z myliwcami jak mechanikami, skwapliwie zabrałem się do pracy, którš 
postanowiłem ujšć jako szersze sprawozdanie z pola walki, pisane na goršco i goršcym sercem 
patrioty, sprawozdanie, a nie utwór tak zwanej literatury pięknej  bo takie włanie było 
kategoryczne zapotrzebowanie w tej wyjštkowej, napiętej chwili.
   Sporód wszystkich moich ksišżek Dywizjon 303 jest chyba utworem pisanym najbardziej 
na goršco, pod bezporednim wrażeniem rozgrywajšcych się w 1940 roku wypadków: 
pierwsze stronice powstawały już podczas ostatniej fazy owego osobliwego dramatu, 
nazwanego Bitwš o Brytanię, a ostatnie stronice kończyłem kilkanacie tygodni póniej, kiedy 
wcišż jeszcze, niby echo owej bitwy, warczały nocš nad Londynem motory Luftwaffe i padały 
bomby na miasto.
   Pomimo że ksišżka rodziła się na podłożu wybitnie wzruszeniowym i pomimo że od tego 
czasu wiat postšpił tak ogromnie naprzód i że oczywicie wiadomoć autora w cišgu tych 
trzydziestu kilku lat również dojrzewała  z pewnym zdumieniem wypada stwierdzić fakt, że 
przygotowujšc ksišżkę do nowego wydania, nie potrzebowałem dokonywać w niej żadnych 
zasadniczych zmian. To, czemu nadałem nieco innš postać, dotyczy nikłych, ubocznych, 
drugorzędnych rzeczy.
   Należy chyba do dziwactw londyńskiej emigracji polskiej i do groteski jej potępieńczych 
swarów, że ksišżka Dywizjon 303 od samego poczštku, już przy jej pisaniu, napotykała 
niezwykłe, można powiedzieć, maniackie wstręty i trudnoci ze strony najmniej oczekiwanej: 
ze strony sztabu Polskich Sił Zbrojnych, ulokowanego w hotelu Rubens w Londynie. Ci 
oficerowie sztabowi wychodzili niemal ze skóry, żeby nie dopucić do pisania o młodych 
lotnikach z Dywizjonu 303. Małostkowa zazdroć sztabowców nie widziała dalej niż koniec 
własnego nosa i prawie dopięła swego: dopiero generał Sikorski musiał energicznie 
interweniować, ażeby nie zadziobano ani ksišżki, ani jej autora, porucznika rezerwy.
   Nie zadziobano, ale nękano na różne sposoby i z wytrwałociš godnš podziwu. Więc w 
Polsce Walczšcej, organie rubensowskiego sztabu Polskich Sił Zbrojnych, pojawił się 
wiosnš 1941 roku szpetny paszkwil przeciwko mnie włanie dlatego, że zabrałem się do pisania 
Dywizjonu 303: zaplštano mnie z tej racji w idiotycznš trzyletniš sprawę honorowš, toczšcš się 
przed sšdem honorowym wyżej wymienionego sztabu PSZ; jeszcze w 1944 roku kierownik 
biura propagandy tego sztabu, pułkownik, którego nazwiska nie pamiętam, kategorycznie, 
odmówił poparcia, by Dywizjon 303 ponownie wyszedł po angielsku. Wyszedł  niezależnie 
od humorów pewnych kół w sztabie PSZ w Londynie i wbrew ich kaprynej woli.
   Pomimo tych intryg ksišżka, jako dokument bohaterstwa polskich lotników, poszła mocno 
w wiat i skutecznie spełniała wyznaczone jej zadanie. Budziła sympatię i uznanie dla Polaków 
wród czytelników w Wielkiej Brytanii i jej dominiach, w Stanach Zjednoczonych Ameryki 
Północnej, we francuskiej Kanadzie, w Brazylii. O zapale, z jakim jš wszędzie w tych krajach 
czytano, wiadczy blisko trzysta entuzjastycznych na ogół recenzji prasowych.
   W roku 1943 ksišżka pojawiła się w okupowanej Polsce. Poza londyńskim lilipucim 
wydaniem, przerzuconym samolotami do Kraju, wyszło tu kilka wydań podziemnych. W 
owym dla terroryzowanych Polaków szczególnie gronym roku 1943 ta włanie ksišżka 
odegrała wyjštkowo ważnš rolę jako ożywczy zastrzyk otuchy. Wzmocniła ducha oporu, wielu 
natchnęła nowš odwagš. Największa to chyba satysfakcja i wielka nagroda dla autora. 
Powodzenie ksišżki w Polsce okupowanej wykorzystał na swój sposób angielski wydawca, 
dajšc w swym wydaniu Sšuadron 303 z roku 1945 na okładce opaskę z napisem w angielskim 
języku: Jedyna polska ksišżka, pis...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin