Conrad Linda - Ocaleni.pdf

(606 KB) Pobierz
Linda Conrad
Ocaleni
0
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Manny Sanchez pomyślał,
że
ulewny deszcz ze
śniegiem
ma jedną
zaletę. Przy takiej pogodzie
łatwiej
prowadzić nocny pościg. Pędził
harleyem, na przemian klnąc i dziękując losowi za taką aurę.
Po chwili
śledzony
przezeń samochód zwolnił. Na widok
czerwonych
świateł
hamowania Manny przypomniał sobie obrazy
rozbitych aut. W swoim trzydziestoczteroletnim
życiu
widział już wiele
kraks. Przez sekundę oczami wyobraźni oglądał własną
śmierć.
Do licha! Nie tym razem, pomyślał. W samochodzie był mały
chłopczyk.
Życie
często okazuje się okrutne, lecz tragiczna historia małego
nie powinna skończyć się w ten sposób. Manny postanowił zapobiec
kolejnemu nieszczęściu.
Z przerażeniem obserwował, jak samochód przemytnika wiozącego
swój „towar" w ulewie wjeżdża na most, ledwo wystający ponad nurt
spienionej rzeki, wpada w poślizg na oblodzonej nawierzchni i zsuwa się z
pobocza.
Nikt z tego nie wyjdzie
żywy,
przemknęło mu przez myśl. Nagle
motocykl trafił na
śliskie
podłoże i on również stracił panowanie nad
kierownicą. Silnik zgasł, gdy maszyna, krzesząc iskry, sunęła po asfalcie i
staczała się na pole. Manny lewym barkiem uderzył o ziemię. Grube
dżinsy i skórzana kurtka złagodziły upadek. Minęło kilka sekund, nim
zerwał się na równe nogi. Nie było czasu na sprawdzanie, czy wszystkie
kości ma całe albo czy nie krwawi. Zerwał z głowy kask, rzucił go na
ziemię i pobiegł w stronę mostu.
S
R
1
Z przerażeniem
śledził
wzrokiem wyrzucony z szosy samochód,
który właśnie obrócił się na bok i zanurzył w rwącej wodzie. Jak
sparaliżowany obserwował całą scenę. W ułamku sekundy ogarnęło go
poczucie winy. Czemu wcześniej nie zdecydował się na ujawnienie swojej
misji? Gdyby zrobił to tydzień temu, sprawy nie wymknęłyby się spod
kontroli.
W szumie ulewy i wezbranej rzeki słyszał zgrzyt gniecionego
metalu. Bez chwili wahania postanowił działać. Samochód zaczepił
właśnie o nadbrzeżne wikliny. Należało natychmiast skorzystać z okazji,
nim spieniony nurt poniesie go dalej.
Biegnąc w stronę wozu, który zanurzył się w wodzie od strony
kierowcy, szybko oceniał szanse przeżycia kogokolwiek z pasażerów.
Auto powoli pogrążało się w rzece. Jednak...
Manny, ignorując ból ramienia, wspiął się na wrak i zajrzał przez
przednią szybę.
Śliska
powierzchnia kołysała się niebezpiecznie,
zwiększając ryzyko. Stracił kilka cennych minut, usiłując otworzyć drzwi
od strony pasażera. W końcu udało się.
- Słyszysz mnie? - krzyknął, wsuwając głowę do ciemnego wnętrza.
Szybko zorientował się,
że
siedzenie pasażera jest puste. Przez
chwilę sądził, iż zdarzyło się najgorsze. Zaczął spuszczać się ku miejscu
kierowcy, gdy usłyszał płacz dziecka. A więc
żyło!
W ciemnościach i
wodzie niczego nie widział. Zanurzył ręce, by sprawdzić po omacku. Na
siedzeniu kierowcy nie znalazł nikogo. Przemytnik musiał wpaść do wody
w chwili upadku auta. Płacz dobiegał z głębi wozu, więc Manny uczepił
się tylnych drzwi i zaczął je ciągnąć, choć ból przenikał mu ramię. Gdy
S
R
2
ustąpiły, zobaczył małego. Chłopczyk ciągle był przypięty pasami do
fotelika i zwisał w nim nad taflą wody, której poziom ciągle się podnosił.
Boże, nie pozwól mu zginąć, pomyślał Manny. Spróbował rozpiąć
małemu pas, lecz ten nie ustąpił. Trzeba było zsunąć się do zalanego
wnętrza samochodu. Dziecko tymczasem ucichło. Mężczyzna zanurzył się
w zimnej wodzie, sięgnął do kieszeni po nóż. Gdy go wymacał, poczuł na
twarzy dotknięcie małej rączki.
- Nic ci nie jest, maleńki? - spytał. - Zaraz cię stąd wyciągnę.
Chłopczyk miał na sobie tylko sweterek i pieluszkę, teraz już mokrą.
Już nie płakał, lecz jęczał cicho.
- Ta... ta? - wybełkotał i wczepił się palcami w kurtkę Manny'ego.
- Nie jestem twoim tatą, ale się nie bój. Nie pozwolę, by coś ci się
znowu stało.
Manny uświadomił sobie,
że
malec stracił przecież niedawno
rodziców. Postanowił chronić go teraz za wszelką cenę. Pokonując
rozdzierający ból ramienia, przeciął wreszcie pas, a dziecko zacisnęło mu
ręce na szyi. Schował nóż i nagle ogarnęło go przerażenie. Jak, u licha,
wydostanie się stąd z chłopcem na ręku, mając kontuzjowane ramię?
- Proszę podać mi dziecko - usłyszał.
- Co... ? - kobiecy głos dobiegał z zewnątrz. Spojrzał w górę, by
zobaczyć wyciągnięte ku sobie szczupłe ramiona. Skąd ona się wzięła?
Była w aucie i zdołała się wydostać? Niemożliwe. Więc skąd?...
- Prędzej. Nie mamy zbyt dużo czasu - ponaglała kobieta.
Zdrową ręką podał jej małego, ale ten nie chciał go puścić.
- Nie bój się, kochanie, nie upuszczę cię do wody. - Ten kobiecy głos
działał uspokajająco.
S
R
3
Manny delikatnie uwolnił szyję z objęć dziecka. Gdy nieznajoma
wzięła je od niego, podciągnął się na jednej ręce i wydostał z auta.
Odszukał wzrokiem kobietę i chłopca. Chwiejnie balansowała na
śliskiej
karoserii. Ulewa wzmogła się jeszcze, dodatkowo utrudniając sytuację.
Manny podjął błyskawiczną decyzję. Przemieścił się na skraj samochodu i
chwycił za gałąź zwisającą nad rzeką. Wyciągnął zdrową rękę do kobiety.
- Niech pani poda mi dziecko i ostrożnie zejdzie na brzeg. Ja
zapewnię równowagę.
- Ma pan problemy z ręką. Utrzyma je pan?
- To nic poważnego, zwykłe stłuczenie.
Popatrzyła bez przekonania, lecz oddała mu malca, który znów
wczepił się kurczowo w skórzaną kurtkę. Potem powoli zeszła z wraku.
Chwilę później oboje stali na błotnistym brzegu rzeki.
- Czy ktoś jeszcze tam został? - zawołała, przekrzykując szum
deszczu i wody.
Manny pokręcił głową. Nieznajoma obrzuciła samochód
niezdecydowanym wzrokiem. Teraz dopiero mógł zobaczyć ją całą. Była
niewysoka, mokre włosy zwisały jej w strąkach wokół twarzy. Miała na
sobie za duży
żółty
płaszcz od deszczu, co sprawiało,
że
wyglądała
młodziej niż na dwadzieścia parę lat, choć właśnie tyle musiała sobie
liczyć.
Uwagę mężczyzny przyciągnęły jej oczy. Po ciemku nie potrafił
określić ich koloru. W spojrzeniu kobiety rysowały się moc i słodycz, a w
tej chwili również strach.
S
R
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin