NORA ROBERTS Celebryci i ĹmierĂŚ TytuÂł oryginaÂłu: CELEBRITY IN DEATH Od sÂławy do niesÂławy wiedzie szeroka droga. THOMAS FULLER ¯šdza wÂładzy, dominacji nad innymi rozpala serce bardziej niÂż inne namiĂŞtnoĹci. TACYT Z frustracjš i pewnym Âżalem przyglšdaÂła siĂŞ zamordowanemu mĂŞÂżczyŸnie. LeÂżaÂł na kanapie koloru dobrego merlota, krew utworzyÂła plamĂŞ na jasnoszarej koszuli poniÂżej serca, w ktĂłrym tkwiÂł srebrny skalpel. BeznamiĂŞtnie i z ponurš minš spoglšdaÂła na trupa, pokĂłj, a takÂże tacĂŞ z artystycznie uÂłoÂżonymi owocami i serem, ustawionš na niskim stoliku. - Znowu z bliskiej odlegÂłoĹci. - Jej gÂłos, podobnie jak wzrok, byÂł wyprany z wszelkich emocji. WyprostowaÂła siĂŞ. - Wy³šczyÂł androida, zaprogramowaÂł domowy system zabezpieczeĂą na âNie przeszkadzaĂŚâ. A potem siĂŞ poÂłoÂżyÂł, nie przejmujšc siĂŞ, Âże ktoĹ moÂże tu wejĹĂŚ, pochyliĂŚ siĂŞ nad nim. MoÂże zaÂżyÂł Ĺrodki uspokajajšce. Zlecimy badanie toksykologiczne, ale nie sšdzĂŞ, Âżeby wyniki coĹ wykazaÂły. ZnaÂł jš. Nie obawiaÂł siĂŞ o Âżycie, kiedy weszÂła do tego pokoju. SkierowaÂła siĂŞ do drzwi. Na korytarzu Âładna blondynka siedziaÂła na podÂłodze, gÂłowĂŞ wsparÂła na rĂŞkach; obok niej staÂła, uĹmiechajšc siĂŞ z wyÂższoĹciš, ĹwieÂżo upieczona pani detektyw, mocno zbudowana mÂłoda kobieta o krĂłtkich wÂłosach. ZatrzymaÂła siĂŞ na progu, tyÂłem do zamordowanego. - CiĂŞcie! Kapitalnie zagrane. Na znak reÂżysera w makiecie gabinetu nieÂżyjšcego Wilforda B. Icoveâa juniora zapanowaÂł zgieÂłk i harmider. Porucznik Eve Dallas, ktĂłra kiedyĹ staÂła w prawdziwym gabinecie Icoveâa nad trupem - lecz wtedy denat nie usiadÂł i nie podrapaÂł siĂŞ po tyÂłku, jak teraz ten mĂŞÂżczyzna - otrzšsnĂŞÂła siĂŞ z dziwnego uczucia dĂŠjĂ vu. - Ale super, no nie? - Peabody wykonaÂła obok niej krĂłtki, powĹcišgliwy taniec, unoszšc i opuszczajšc obcasy ró¿owych, kowbojskich butĂłw. - NaprawdĂŞ jesteĹmy na planie zdjĂŞciowym i oglšdamy siebie. I caÂłkiem dobrze siĂŞ prezentujemy. - To upiorne. A jeszcze bardziej upiorne, pomyĹlaÂła Eve, byÂło widzieĂŚ siebie - albo kogoĹ bardzo do siebie podobnego - zmierzajšcego ku niej z szerokim, zadowolonym uĹmiechem na twarzy. Chyba siĂŞ tak nie uĹmiecha, co? To naprawdĂŞ upiorne. - Porucznik Dallas, Ĺwietnie, Âże udaÂło siĂŞ pani wpaĹĂŚ na plan. MarzyÂłam o poznaniu pani. - Aktorka wycišgnĂŞÂła rĂŞkĂŞ. Eve nie pierwszy raz widziaÂła Marlo Durn, ale poprzednio ta kobieta byÂła lekko opalonš blondynkš o ciemnozielonych oczach. Patrzšc teraz na jej krĂłtkie, zmierzwione, bršzowe wÂłosy, bršzowe oczy, a nawet pÂłytki doÂłeczek w brodzie, taki sam jak jej, poczuÂła siĂŞ odrobinĂŞ nieswojo. - I detektyw Peabody. - Marlo oddaÂła garderobianej dÂługi, skĂłrzany pÂłaszcz, w ktĂłrym przed chwilš graÂła - kopiĂŞ pÂłaszcza podarowanego Eve przez mĂŞÂża, kiedy prowadziÂła Ĺledztwo w sprawie IcoveâĂłw. - Jestem pani zagorza³š fankš, pani Durn. WidziaÂłam wszystkie filmy z pani udziaÂłem. - Marlo - poprawiÂła aktorka Peabody. - Ostatecznie jesteĹmy partnerkami. A wiĂŞc co panie o tym myĹlš? - WskazaÂła dekoracje, a na jej palcu bÂłysnĂŞÂła obršczka Ĺlubna, identyczna z tš, ktĂłrš nosiÂła Eve. - Bliskie to rzeczywistoĹci? - Tak - przyznaÂła Eve. ZupeÂłnie jak prawdziwe miejsce zbrodni z krĂŞcšcymi siĂŞ wokó³ ludŸmi. - Roundtreemu, to znaczy reÂżyserowi, zaleÂży na maksymalnym autentyzmie. - Marlo skinĂŞÂła gÂłowš w kierunku przysadzistego mĂŞÂżczyzny, pochylonego nad monitorem. - I zawsze udaje mu siĂŞ dopišÌ swego. MiĂŞdzy innymi dlatego uparÂł siĂŞ, Âżeby wszystko krĂŞciĂŚ w Nowym Jorku. Mam nadziejĂŞ, Âże udaÂło siĂŞ paniom tu rozejrzeĂŚ, zorientowaĂŚ siĂŞ, jak wyglšda nasza praca. Jak tylko siĂŞ dowiedziaÂłam o zamiarze nakrĂŞcenia tego filmu, bardzo chciaÂłam dostaĂŚ tĂŞ rolĂŞ. Nawet jeszcze przed przeczytaniem ksiš¿ki Nadine Furst. A pani, obie panie, to przeÂżyÂły naprawdĂŞ. Och, plotĂŞ trzy po trzy. RozeĹmiaÂła siĂŞ krĂłtko, swobodnie. - Skoro juÂż mowa o wielkich fankach... Od miesiĂŞcy staram siĂŞ wczuĂŚ w postaĂŚ Eve Dallas. Nawet parĂŞ razy towarzyszyÂłam parze detektywĂłw, kiedy Roundtreemu nie udaÂło siĂŞ nakÂłoniĂŚ pani ani pani komendanta, byĹcie siĂŞ zgodzili, Âżebym razem z K. T. z bliska przyjrzaÂła siĂŞ waszej pracy. I - cišgnĂŞÂła, nie dajšc dojĹĂŚ Eve do sÂłowa - dopiero wtedy w peÂłni zrozumiaÂłam, dlaczego nie wyraziliĹcie zgody. - CieszĂŞ siĂŞ. - ZnĂłw mĂłwiĂŞ od rzeczy. K. T.! ChodŸ tu i poznaj prawdziwš detektyw Peabody. PochÂłoniĂŞta dyskusjš z Roundtreem aktorka spojrzaÂła w ich stronĂŞ. Eve dostrzegÂła na jej twarzy irytacjĂŞ, ktĂłrš dopiero po chwili zastšpiÂła mina, przybierana - zdaniem Eve - na uÂżytek publicznoĹci. - Có¿ za zaszczyt. - K. T. uĹcisnĂŞÂła im rĂŞce, zmierzyÂła Peabody wzrokiem od stĂłp do g³ów. - Zapuszczasz wÂłosy. - Tak jakby. Dopiero co widziaÂłam ciĂŞ w filmie âÂŁzaâ. ByÂłaĹ absolutnie rewelacyjna. - PorwĂŞ Dallas na kilka minut. - Marlo wziĂŞÂła Eve pod rĂŞkĂŞ. - Napijmy siĂŞ kawy - zaproponowaÂła, odcišgajšc Eve z planu zdjĂŞciowego i prowadzšc przez makietĂŞ drugiego piĂŞtra domu IcoveâĂłw. - Producenci zaÂłatwili dla mnie gatunek kawy, ktĂłrš pani pije, no i siĂŞ od niej uzaleÂżniÂłam. PoprosiÂłam swojš asystentkĂŞ, Âżeby przygotowaÂła dla nas wszystko w mojej przyczepie. - Nie musi pani wrĂłciĂŚ na plan, Marlo? - Moja praca w duÂżej mierze skÂłada siĂŞ z czekania. Przypuszczam, Âże podobnie, jak praca policjantĂłw. - Maszerujšc szybkim krokiem w wysokich butach, spodniach z szorstkiej tkaniny, z broniš w kaburze - Eve przypuszczaÂła, Âże to rekwizyt - Marlo poprowadziÂła jš przez studio filmowe. MijaÂły plany zdjĂŞciowe, sprzĂŞt, grupki ludzi. Eve przystanĂŞÂła na widok makiety sali ogĂłlnej wydziaÂłu. Biurka peÂłne papierzysk, tablica, ktĂłrej widok sprawiÂł, Âże cofnĂŞÂła siĂŞ w czasie do poprzedniej jesieni, boksy, porysowana podÂłoga. BrakowaÂło jedynie gliniarzy... I zapachu rafinowanego cukru, kiepskiej kawy oraz potu. - Wszystko jak trzeba? - Tak... ChociaÂż chyba jest trochĂŞ wiĂŞksza niÂż w rzeczywistoĹci. - Na ekranie nie bĂŞdzie wyglšdaÂła na takš du¿š. TuÂż obok odtworzyli rĂłwnieÂż pani gabinet, wiĂŞc mogš mnie czy innych krĂŞciĂŚ, jak tĂŞdy przechodzimy. Chce pani rzuciĂŚ okiem? MinĂŞÂły atrapĂŞ Ĺciany, jakieĹ puste pomieszczenie, ktĂłre - jak przypuszczaÂła Eve - teÂż nie bĂŞdzie widoczne na ekranie, i znalazÂły siĂŞ w niemal idealnej makiecie jej gabinetu w komendzie. Odtworzono nawet wšskie okno, ale wychodziÂło na studio, nie na Nowy Jork. - Komputerowo wygenerujš widok, budynki, ruch powietrzny - powiedziaÂła Marlo, kiedy Eve podeszÂła do okna, Âżeby przez nie wyjrzeĂŚ. - JuÂż krĂŞciliĹmy tu kilka scen, podobnie jak scenĂŞ w sali konferencyjnej, gdy przedstawiÂła pani spisek... Icove, Unilab, Brookhollow Academy. Dialog bez Âżadnych poprawek wziĂŞto z ksiš¿ki. Podobno moje kwestie niewiele siĂŞ ró¿niš od tego, co naprawdĂŞ pani wtedy mĂłwiÂła. Nadine Ĺwietnie udaÂło siĂŞ wpleĹĂŚ wydarzenia autentyczne we wcišgajšcš fabu³ê. ChociaÂż przypuszczam, Âże rzeczywistoĹĂŚ byÂła rĂłwnie emocjonujšca. Ogromnie paniš podziwiam. Zaskoczona i lekko speszona, Eve siĂŞ odwrĂłciÂła. - To, czym siĂŞ pani zajmuje na co dzieĂą - cišgnĂŞÂła Marlo ~jest niezwykle waÂżne. Jestem dobra w tym, co robiĂŞ. Jestem cholernie dobra w tym, co robiĂŞ, i uwaÂżam, Âże moja praca jest waÂżna. MoÂże nie tak waÂżna, jak rozpracowanie szajki o Ĺwiatowym zasiĂŞgu, zajmujšcej siĂŞ klonowaniem ludzi, ale bez sztuki, opowieĹci i tych, ktĂłrzy w nich wystĂŞpujš, Ĺwiat byÂłby smutniejszy. - Z ca³š pewnoĹciš. - Kiedy zaczĂŞÂłam siĂŞ przygotowywaĂŚ do tej roli, uĹwiadomiÂłam sobie, Âże nigdy nie graÂłam postaci, ktĂłrej tak bardzo chciaÂłam oddaĂŚ sprawiedliwoĹĂŚ. Nie tylko z uwagi na to, Âże moÂże mi ona przynieĹĂŚ Oscara - chociaÂż ta zÂłota bÂłyszczšca statuetka piĂŞknie by siĂŞ prezentowaÂła na kominku - ale poniewaÂż to waÂżna rola. Wiem, Âże przyglšdaÂła siĂŞ pani krĂŞceniu tylko jednej sceny, ale mam nadziejĂŞ, Âże gdyby dostrzegÂła pani jakiĹ faÂłsz, coĹ, co by pani nie pasowaÂło, powiedziaÂłaby mi pani o tym. - Wszystko mi pasowaÂło. - Eve wzruszyÂła ramionami. - Tyle tylko, Âże to dziwne i wedÂług mnie trochĂŞ niesamowite patrzeĂŚ, jak ktoĹ, udajšcy mnie, robi to, co ja robiÂłam, mĂłwi to, co powiedziaÂłam. Skoro wiĂŞc czuÂłam siĂŞ dziwnie, musiaÂło byĂŚ wszystko jak naleÂży. Marlo uĹmiechnĂŞÂła siĂŞ szeroko. Nie, pomyĹlaÂła Eve, z ca³š pewnoĹciš ja tak siĂŞ nie uĹmiecham. - Ĺwietnie. - A tutaj... - Eve obrĂłciÂła siĂŞ wĹrĂłd dekoracji, udajšcych jej gabinet. - Odczuwam nieprzepartš ochotĂŞ, by usišĹĂŚ za biurkiem i zabraĂŚ siĂŞ do pracy papierkowej. - Carmandy byÂłaby zachwycona, gdyby to usÂłyszaÂła. Jest g³ównym scenografem. Napijmy siĂŞ tej kawy. WkrĂłtce znĂłw bĂŞdĂŞ potrzebna na planie. Kiedy wyszÂły na paŸdziernikowe sÂłoĂące, Marlo powiedziaÂła, wskazujšc rĂŞkš: - JeĹli pĂłjdziemy tĂŞdy, zobaczy pani makiety niektĂłrych pomieszczeĂą z domu Roarkeâa i Dallas. Sš olĹniewajšce. Czy Preston, asystent reÂżysera, powiedziaÂł pani, Âże chcš zrobiĂŚ kilka zdjĂŞĂŚ pani i Peabody podczas waszej wizyty w studiu? Wykorzystajš je póŸniej w kampanii promocyjnej. Zajmuje siĂŞ niš Valerie Xaviar, rzeczniczka prasowa wytwĂłrni. Ona tym wszystkim dyryguje. - CoĹ mi siĂŞ obiÂło o uszy. Marlo znĂłw siĂŞ uĹmiechnĂŞÂła i krĂłtko, lekko uĹcisnĂŞÂła ramiĂŞ Eve. - Wiem, Âże niespecjalnie siĂŞ pani do tego pali, ale to bĂŞdzie ogromna reklama dla filmu... Wszyscy aktorzy i caÂła ekipa realizatorska bardzo siĂŞ ucieszš. Mam nadziejĂŞ, Âże dziĹ wiec...
wiciu456