Metcalfe Josie - Ślub moich marzeń.pdf

(540 KB) Pobierz
Josie Metcalfe
Ślub moich marzeń
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Cassie, mamy jeszcze lody? - dopytywał się ktoś
szeptem.
- Sama je skończyłaś, Kirstin. Czekoladki też - odrzekła
półgłosem Cassie, po czym zaśmiała się, słysząc w
ciemnościach westchnienie Naomi. - Czy to znaczy, że
możemy zjeść resztę herbatników?
- Nie ma mowy! - zaprotestowała Kirstin. - To ja tu
jestem amatorką słodyczy! A wy możecie jeść wszystko i nie
tyjecie...
- Ciii... - syknęła Cassie, gdy zaczęły wyrywać sobie
pudełko z herbatnikami owsianymi w czekoladzie. - Cały dom
obudzisz!
Koleżanki wybuchnęły śmiechem. Dopiero po chwili
stłumiły radość. Cassie przypomniały się niezliczone podobne
sytuacje, które miały miejsce przez ostatnie trzy lata, odkąd
zamieszkały u Dot.
Te nocne uczty były stałym elementem ich przyjaźni,
która połączyła je wkrótce po tym, jak się poznały. I zawsze
przyłapywano je na gorącym uczynku! Tym razem na pewno
też tak się stanie, chociaż skończyły już osiemnaście lat i
oficjalnie są dorosłe. Choćby nie wiem jak cicho się
zachowywały, Dot zawsze wyczuwała, że coś kombinują.
- Od jakiegoś czasu w tym domu mieszkają tylko cztery
osoby, z czego trzy znajdują się w tym pokoju - zauważyła
roztropnie Naomi.
Nie tak jak dawniej, kiedy dom dosłownie pękał w
szwach, pomyślała Cassie. W ich pokoju, oświetlonym tylko
latarką, atmosferę przepełniał lęk, że stracą siebie nawzajem, i
to akurat wtedy, gdy udało im się nawiązać jakąś nić
przyjaźni.
- Myślę, że Dot się tego spodziewała. Inaczej nie
kupowałaby tego, co najbardziej lubimy - dorzuciła Kirstin.
- Te nasze nocne sabaty stały się już tradycją - przyznała
Cassie. - Dzisiaj miały być wyniki egzaminów, więc nie trzeba
być jasnowidzem, żeby się domyślić, co w tej sytuacji
zrobimy.
Przez chwilę w głębokiej ciszy rozpamiętywały swe
niedawne sukcesy. Cała trójka, ubrana w nocne „mundurki",
czyli w sporo za duże podkoszulki, leżała w malowniczych
pozach na łóżku Cassie.
Z racji wieku mogły bez przeszkód, i z
błogosławieństwem Dot, przenieść całą imprezę do salonu, ale
byłoby to niezgodne z tradycją. Stałaby się czymś zupełnie
innym, gdyby z tym tajemniczym rytuałem przy świetle latarki
nie czekały do zmroku właśnie w sypialni.
- Wznieśmy toast za to, że wspięłyśmy się na kolejny
szczebel tej drabiny - zaproponowała Kirstin, unosząc
plastikowy kubek z musującym winem, bo nie było ich stać na
szampana.
- Od samego początku twierdziłyśmy, że to się nam uda,
że jeżeli będziemy się wspierać, wszystko ułoży się po naszej
myśli - przypomniała z satysfakcją w głosie Naomi, dotykając
swoim kubkiem kubków przyjaciółek. - Pamiętacie naszą
pierwszą naradę wojenną?
- Tego nie można zapomnieć - szepnęła Cassie. -
Mieszkałyśmy tu dopiero parę tygodni, kiedy okazało się, że
Artur ma raka.
Po
różnych
koszmarnych
przeżyciach,
jakich
doświadczyły, zanim dotarły do tej rodziny zastępczej, dom
Dot i Artura przeszedł ich najśmielsze marzenia.
Wszystkie trzy spodziewały się kolejnej wersji domu
dziecka, lecz zamiast niej znalazły tu prawdziwe, rodzinne
ciepło. Wizja jego utraty w związku z chorobą Artura
dokonała w nich przemiany: samolubne indywidualistki
połączyły swe siły.
- Ciągle chce mi się śmiać na wspomnienie miny, jaką
miała ta kobieta z opieki społecznej - szepnęła Cassie,
odrzucając ruchem głowy kosmyk jasnych włosów.
Z perspektywy czasu nietrudno było zrozumieć rozterkę
tej kobiety. Bez trudu znalazła rodziny zastępcze dla
najmłodszych dzieci znajdujących się pod opieką Dot i Artura.
Bliźnięta były sierotami i przebywały tu zaledwie kilka dni. I
tak miały odejść, gdy tylko rodzina skłonna je zaadoptować
pokona wszystkie poprzeczki wymagane, aby uzyskać zgodę
na przejęcie tak cennego ciężaru.
Całkiem inną sprawą było znalezienie miejsc dla trzech
prawie dorosłych dziewcząt. Na dodatek cała trójka miała
opinię „trudnych przypadków".
Wyczuwały, że ich kuratorka długo nie mogła się
zdecydować, czy je oddać pod opiekę Dot i Artura: po co
obciążać te filary systemu rodzin zastępczych takimi trzema
potworami?
Gdy ujrzała je jakiś czas później w tak tragicznej sytuacji i
gdy usłyszała, ze kategorycznie odmawiają opuszczenia
swojego ostatniego domu zastępczego, poczuła się jak rażona
gromem.
- Dot się rozpłakała - dodała Cassie. Przypomniała sobie,
jakie wrażenie wywarły na niej te łzy, na niej, która
postanowiła już nigdy więcej nie przejmować się uczuciami
innych.
- I oświadczyła, że nie pozwoli nas rozdzielić - dorzuciła
Kirstin. - Powiedziała, że stałyśmy się jej rodziną, a rodzina
musi trzymać się razem.
Nie musiały sobie nawzajem przypominać tych bolesnych
miesięcy, kiedy, pomimo najlepszej opieki ze strony szpitala,
Artur powoli przegrywał walkę o życie. To nie przypadkiem
wszystkie trzy "jego córeczki" wybrały zawody związane z
medycyną.
- Nie udało im się nas rozdzielić wtedy, więc nie damy się
rozdzielić i teraz - oznajmiła uroczystym tonem Naomi. - Być
może Kirstin zajdzie wyżej niż my i zostanie lekarzem, ale
praktykę odbędziemy w tym samym miejscu.
Dzięki swemu uporowi Cassie i Naomi mogłyby zdawać
na medycynę, jednak postanowiły skoncentrować się na
pielęgniarstwie. Wysokie noty z dzisiejszego egzaminu dały
im przepustkę do szpitala św. Augustyna.
- Pokonywanie przeszkód sprawia ogromną satysfakcję -
zauważyła Cassie, częstując się kolejnym herbatnikiem. -
Przybliża marzenia.
Zamyśliła się na wspomnienie wieczoru, kiedy to po raz
pierwszy zwierzały się sobie ze swoich nadziei i marzeń.
Wydarzyło się to jakiś czas po zamieszkaniu u Dot i Artura i
stało się punktem zwrotnym w ich wzajemnych stosunkach:
po raz pierwszy dopuściły kogoś do swoich myśli.
- Czy zauważyłyście, ile już mamy za sobą? - zagadnęła
Kirstin. - Jestem przekonana, że kiedy nas tu skierowano, ta
kobieta z opieki społecznej była pewna, że przez najbliższe
trzy lata będzie świadkiem, jak staczamy się na samo dno, a
przy okazji doprowadzamy Dot i Artura do rozpaczy.
- Przecież nawet przepraszała Dot za to, że obarcza ją
takimi trzema „trudnymi" przypadkami naraz. Takimi, które w
żadnej rodzinie nie zagrzały miejsca - wspominała Naomi. -
Znając naszą przeszłość, była pewna, że nie wytrzymamy u
Dot dłużej niż kilka dni.
I nie byłaby to ich pierwsza ucieczka...
Wbrew postanowieniu o emocjonalnej izolacji, Cassie
wkrótce poczuła się zniewolona łagodnością i cierpliwością
Dot i Artura, które w równym stopniu ujęły jej koleżanki.
Uświadomiwszy sobie groźbę kolejnych przenosin, gdy
zachorował Artur, postanowiły zrobić wszystko, co w ich
Zgłoś jeśli naruszono regulamin