Wacław Gšsiorowski Królobójcy Pierwsze po 1945 roku wydanie pełnego tekstu dzieła na podstawie edycji z roku 1932. Ksišżka powstała w Paryżu przed 1 wojnš wiatowš i natychmiast została przetłumaczona na większoć języków europejskich. Na terenie Rosji za posiadanie jej groziło więzienie lub katorga. Po roku 1945 została skazana na banicję także i w Polsce. "Królobójcy"to sensacyjna, z pasjš napisana historia życia, ale przede wszystkim mierci 26_ciu carów i imperatorów rosyjskich. Krew leje się strumieniami; wymylne, zwyrodniałe metody uMiercania kolejnych monarchów przeplatajš się w tym dziele z opisami ich nie mniej oryginalnych obyczajów seksualnych. Na kim naprawdę skończyła się dynastia Romanowów; ilu kochanków miała Katarzyna II; kto został pochowany w cesarskim grobowcu zamiast Aleksandra I; dlaczego Iwan Grony i PIotr Wielki zamordowali swoich synów; dlaczego Mikołaj I popełnił samobójstwo; czy Mikołaj II był rodowitym NIemcem? To tylko kilka z dziesištków pytań na które znajdujemy odpowied w ksišżce. MOżemy tu także przeczytać wstrzšsajšcy opis zamordowania przez "Czeka" w Jekaterynburgu ostatniego imperatora Wszechrosji wraz z całš rodzinš. Autor bowiem w kilkadziesišt lat po napisaniu ksišżki dopisał jej epilog, w którym m.in. stara się udowodnić tezę, iż Lenin był agentem na usługach Cesarstwa Niemieckiego. Nasze wydanie jest pierwszym pełnym (zawierajšcym ów obszerny epilog) jakie ukazało się po II wojnie wiatowej. Sensacyjna tematyka oraz barwna narracja powodujš, że dzieło to czyta się dosłownie "jednym tchem". Nazwisko autora, twórcy takich powieci jak "Huragan" czy "Rok 1809" i jego pisarskie umiejętnoci nie wymagajšc rekomendacji. Z przedmowy autora (...) W roku 1904 narodziła się w Paryżu ksišżka pt. "Królobójcy", napisana przez Wiesława Sclavusa w cišgu niespełna dwóch miesięcy, słana pod prasę codziennymi skrawkami, rwana kawałkami. Ukazanie się "Królobójców" stało się sensacjš. (...) RównoczeNie "Królobójcy", na całym obszarze Państwa Rosyjskiego, skazani zostali na zagładę. Samo posiadanie tej ksišżki w oryginale, w przekładzie rosyjskim lub choćby czeskim, było zbrodniš politycznš, karanš więZieniem, było niezachwianym dowodem nieprawomylnoci, było zamachem stanu, obrazš majestatu. DzięKi tej pomcie sprawiedliwoci, "Królobójcy" jako ów złowrogi owoc kusili nawet lęKliwych, szli z ršk do ršk, skradali się jako konspiracja, docierali do puszcz syberyjskich, bobrowali po dworkach i zaciankach, kryli się w skrzynkach rosyjskich marynarzy, nawet na uroczystych cesarskich pancernikach, zaglšdali do szkół i do koszar, podniecali młode umysły, a może tylko podniecali umysły zgaszone, chciwe ostrej przyprawy. W czasie Wielkiej wojny sšdzone było "Królobójcom" znaleć posłuch nawet tam, gdzie najmniej się tego mogli spodziewać. NIemcy potrzebowali snad gwałtownie antyrosyjskiego materiału, wybaczyli przeto "Królobójcom" ich antygermanizm, i przez Belgię na skrzydłach berlińskiego wydawcy, w momencie najzaciętszych walk na froncie francuskim w roku 1917, zwróciły się z uprzejmš propozycjš do autora o zezwolenie na przekład, obiecujšc honorarium i proszšc o odpowied do HOlandii. LIst pozostał bez odpowiedzi, tłumaczenie wyszło w Berlinie po pięKnym wykrojeniu antygermańskich przesłanek, wyszło bez zezwolenia i bez honorarium. (...) Dzisiaj po latach dwudziestu trzech, wychodzi czwarte wydanie tej dziwnej, sensacyjnej ksišżki. Dziwna ksišżka, dziwniejsze od niej sš jednak wrażenia przeżywane przez autora, gdy, po latach dwudziestu trzech, po raz pierwwszy wzišł jš do ręKi, przeczytał i jeszcze raz przeżył minione czasy. Dziwna ksišżka. NIe weszła ona w poczet prac historycznych, nie została zaliczona ani do literatury pięKnej, ani nawet do publicystyki. Przeorała całe społeczeństwa, spełniła tylko czynnoć pospolitego narzędzia. Zgrzeszyła bodaj swš gošrczkowociš, była dziecięciem niepokoju, wizji mar bezsennych nocy, zapragnęła być równoczeNie i sarkazmem, i ironiš, dziejami zbrodni i kronikš dworskš, szukała pomsty - znajdywała usprawiedliwienie, próbowała myLicielstwa, wpadała w humor, anegdotę pomieszała z dokumentem, buduarowš tajemnicę splatała z racjš stanu, tak, zgrzeszyła bardzo, jako zgrzeszyć zwykł każdy płód niedoli. (...) Wydanie niniejsze "Królobójców" zachowujemy w całkowitym ich pierwowzorze, poprzestajšc na dodaniu zakończenia. Zostawiamy nawet usterki, nawet niedomówienia, nawet brutalne skręty, nawet to, co samo zdaje się wołać o rylec, o półton, o staranniejsze podmalowanie, aby nie uchybić może jedynej cnocie tej dziwnej ksišżki, że była niegdy napisana jednym tchem, a więc i jednym tchem była czytana. Wacław Gšsiorowski Cambridge Springs. Pensylvania St. Zjed. P. Ameryki Dnia 27 marca 1927 roku. I U podnóża cywilizacji, w mglistych ladach prehistorii, w kształtowaniu się wyobrażeń o Bogu, o władzy, o uleganiu słabego silnemu, ociężałego zwinnemu, prostodusznego przebiegłemu, w pierwszej walce dwóch ludzi o żer, o samicę, o leże, w pierwszym błysku rozumu szukać trzeba królobójstwa. A potem ić w górę i jeno ladów krwi patrzeć. A ladami tymi przebyć można z łatwociš całš otchłań czasu, dzielšcš naszš erę od epoki człowieka jaskiniowego, kamienia łupanego i kamienia gładzonego. I nie tylko lady krwi będš niciš Ariadny w labiryncie rodowodu królobójstwa, ale bodaj nieodłšcznym, ponurym zgrzytem, towarzyszšcym każdemu dwignięciu się cywilizacji, każdemu zlaniu się rodzin w klan, klanów w plemię, plemion w naród, narodów w państwo, każdemu poprawianiu czy ulepszaniu machin władania, każdemu starciu kultur, idei, poglšdów, haseł wiodšcych ludy. Upłynęły wieki walk bratobójczych, upłynęły tysišce lat na ciężkim dorobku myli. Człowiek już hardym okiem mierzy ciemnotę dawnych ludów, już w zaobłocza sięga po ostatnie zagadki bytu swego, już dobroczynne promienie praw ma dla zwierzšt, już samoobronny układ z bliNim wznosi ku słońcu miłoci, szuka zadowolenia w altruizmie, marzy o wszechludzkim szczęciu, wszechludzkiej zgodzie, już ostatnie prochy samolubstwa chce strzšsnšć - a po dzień dzisiejszy stoi bezwładny, zimny, obojętny wobec tego najprostszego, najpierwotniejszego okrzyku Abla - "nie zabijaj"! Okrzyk ten nie milknie, okrzyk ten trwa nieprzebrzmiałš skargš. Człowiek nie słyszy go, a raczej tak się z nim zrósł, tak zżył, oswoił, że on mu nie przeszkadza oddawać się tkliwemu troszczeniu się o kwilšce ptaki, skowyczšce psy, miauczšce koty. W górze burza szaleje - człowiek burzy szuka w przyziemnym szmerze. I ten sam człowiek, targnięty rozpaczliwszym tonem "nie zabijaj" - porusza się gwałtownie i potępia wojny, i wznosi kary Mierci, i już robakowi rad by darować życie. I ten sam człowiek ze zgrozš i oburzeniem rozpatruje księgi dziejów, które dlań sš zawsze bardzo dawne. I ten sam człowiek, na samo wspomnienie mostu "Dei Sospiri", kędy wleczono skazańców politycznych przed senat Wenecji blednie. I ten sam człowiek płacze nad dumnym bólem Marii Antoniny, rzucajšcej tłuszczy rozbestwionej i leżšcej, pięKne słowa: - Jeżeli nie szanujecie zdetronizowanej królowej - uszanujcie matkę nieszczęliwš! I ten sam człowiek z zimnym dreszczem patrzy na bladš twarzyczkę królewicza, widzi krwawofioletowe sińce na obumierajšcym ciałku Delfina i nie ma doć silnej katuszy dla podłej postaci nikczemnika_szewca, kata anielskiego dziecięcia. I zawsze ten sam człowiek wzdryga się na zgniłš ciemnoć lochów kastylijskich, kona razem z Mariš Stuart, nienawidzi Elżbiety z Schillerem, ma z niš wyrozumiałoć dla Essexa, z Brutusem poszedłby na Cezara, ale, po mowie Antoniusza korci go, żeby i Brutusowi się dostało, a dla Giordana Bruno rad by mieć cud, który wydobył by go z "autodaf~e, niby młodzieńców z pieca Nabuchodonozora. I ten sam człowiek sypia z ulgš, że wyginšł ród feudalnych rozbójników i krwiożerczych tyranów, tych nielitociwych Rzymian i tych biednych, męczonych chrzecijan i hugenotów, mordowanych ryczałtem, i królewien, ginšcych na szafocie, íelaznej Maski Sinobrodego i klamer inkwizycyjnych, palów i trucizn ukrytych w piercieniach włoskich, i takich fanatyków, jak Ravaillac i Massalin, Batorówien i Medyceuszów, i wszystkich tych widm przeszłoci. I ten sam człowiek pi i Ni. ni, że pochodnia jego wielkiej cywilizacji, jego idei potężnej ogarnęła wiat cały, że już lada sekunda przejmie nawet dziewicze lasy Afryki, że Europš zapłonie dzicz Azji, że Europa zacznie się na każdym skrawku Oceanii! Ach, bo Europa! - Przyjemnie być Europš... I ten sam człowiek budzi się - budzi do mordu belgradzkiego! Ach, ta Draga, biedna Draga! Podobno pastwili się nad niš. Ciała króla i królowej wywlekli przed Konak, sponiewierali! Co za okropna noc! Strzały, przekleństwa, zbliża się łomot wysadzanych drzwi... Para królewska chce uciekać, wzywa ratunku, daremnie. Wierni słudzy padajš jeden po drugim. Aleksander z Dragš kryjš się w fałdach portiery. Takie kurze schronisko to nawet zabawne - gdyby nie było straszne, och, bardzo straszne - biedni oni! Jeszcze chwila i półpijana zgraja, rozbestwiona krwiš, rzuca się, poniewiera, znęca. Dradze pier odcięli! Kobiety nie oszczędzili - zbrodniarze! I... i... to oficerowie! Tak, ale na szczęcie jest Europa! I Europa się oburza, Europa potępia, Europa ho - ho - ho! Cała prasa w jednš uderzyła surmę, surmę bojowš, wszystkie mocarstwa odwołały ambasadorów - gore zabójcom. Lecz z Genewy wyjrzał zapomniany Piotr Karadżordżewicz. NIech żyje król! Właciwie Draga była lekkiego prowadzenia, Aleksander za był neurastenikiem i alkoholikiem... Dostał kosza od greckiej królewny. NIech żyje Piotr! Karadżordżewicze dawny ród, stary ród. Karadżordżew...
banduras1