Norton Czarne Trillium.txt

(401 KB) Pobierz
ANDRE NORTON MARION ZIMMER BRADLEY JULIAN MAY

CZARNE TRILLIUM

PRZEŁOŻYŁA EWA WITECKA
TYTUŁ ORYGINAŁU: BLACK TRILLIUM
Dla Uwe Luserke
Która zasiała ziarno Czarnego Trillium
PROLOG
Z KRONIKI LAMPIANA ZMARŁEGO UCZONEGO Z LABORNOKU
W roku osiemsetnym po tym, jak Ruwendianie przybyli, żeby rzšdzić moczarami 
zwanymi 
Błotnym Labiryntem (nie w pełni jednak im się to udało, gdyż nigdy nie 
zapanowali nad 
niepoprawnymi Odmieńcami), legenda i historia odnotowały jednš z wielkich 
przemian, które 
co pewien czas zmieniajš oblicze wiata.
Cywilizowane narody Półwyspu  a szczególnie my, Laboraokowie, sšsiedzi Ruwendy 
 uważały tę krainę błot za przysparzajšcš goryczy, rozczarowań i kłopotów 
prowincję, 
która istniała tylko po to, by tkwić jak cierń w ciele energiczniejszych, 
bardziej postępowych 
ludów. Ruwenda nie była właciwie zorganizowanym królestwem, nie zdołała bowiem 
narzucić zwierzchnictwa tubylczym plemionom żyjšcym w obrębie jej granic. Co 
gorsza, 
władca tej krainy łaskawie pozwolił na istnienie enklaw bezprawia zamieszkanych 
przez tak 
zwanych Odmieńców, często z krzywdš dla swoich prawowitych poddanych oraz 
uszczerbkiem dla pokoju i ładu w królestwie.
Z tych wędrujšcych po bagnach tubylczych plemion mali Nyssomu i blisko z nimi 
spokrewnieni, ale bardziej wynioli Uisgu (wyranie nie należšcy do rodzaju 
ludzkiego i 
dlatego skazani przez naturę na służbę u lepszych od siebie) byli traktowani 
zarówno przez 
urzędników królewskich, jak i przez kupców Ruwendy jak równe ludziom istoty, 
chociaż 
nigdy nie żšdano od nich złożenia przysięgi lennej. W rzeczy samej niektórzy 
Nyssomu 
często odwiedzali słynnš ruwendiańskš Cytadelę, a nawet kilka tych 
nieokrzesanych istot 
przyjęto do królewskiej służby, i to w wysokiej randze!
Dwa inne plemiona Odmieńców  kochajšcy góry Vispi i na wpół ucywilizowani 
Wywilowie z południowych lasów deszczowych, choć niechętnie nastawione do 
rodzaju 
ludzkiego, zdobywały się jednak na regularny handel z ruwendiańskimi kupcami. 
Ludzie 
rzadko spotykali mieszkajšcych w dżungli, widmowych Glismaków, których terytoria 
graniczyły z ziemiami Wywilów. Ci złoliwi dzikusi uwielbiali mordować swoich 
sšsiadów
Odmieńców. Największe plemię Odmieńców, ohydni Skritekowie, zwani też 
Topielcami, 
licznie zamieszkiwali tereny bagienne, zarówno rozległe, mierdzšce moczary 
położone na 
południe od królewskiej Cytadeli, jak i Cierniste Piekło na północy Ruwendy. 
Wszyscy 
wiedzieli, że te demony z Błotnego Labiryntu napadały na kupieckie karawany i na 
izolowane 
ludzkie zamki i zagrody, i od razu topiły swoje ofiary, albo najpierw je 
brutalnie torturowały. 
A przecież król po królu wstępował na tron Ruwendy nie podejmujšc żadnych prób 
uwolnienia kraju od tego zagrożenia.
Szeptano po kštach, że bagienna zgnilizna osłabiła umysły i ciała człowieczych 
mieszkańców Ruwendy. Ich lekkomylnym władcom całkowicie obca była prawdziwie 
feudalna dyscyplina. Za rzšdów uczonego, ale upartego i politycznie 
krótkowzrocznego 
Kraina III, stało się rzeczš oczywistš, że już wkrótce będzie trzeba użyć 
rodków bardziej niż 
dotychczasowe owieconych i postępowych dla uzdrowienia zaognionych stosunków z 
sšsiednimi narodami. Nasze wielkie królestwo Labornoku zmierzało do tego od lat.
Na swoje nieszczęcie Labornok odczuwał brak tego wszystkiego, co nieudolni 
sšsiedzi 
mogli mu sprzedać. Ponieważ już dawno wykarczowalimy nasze bory, zamieniajšc je 
na 
pola uprawne, bylimy uzależnieni od ruwendiańskich lasów deszczowych jako 
ródła dostaw 
drewna dla podtrzymania naszego handlu morskiego. Potrzebowalimy też 
szlachetnych 
gatunków drewna dla ozdobienia i wyposażenia wspaniałych gmachów Derorguili. Na 
domiar 
złego, dziwacznym kaprysem natury, labornockie zbocza nieprzebytych Gór Ohogan 
były 
całkowicie pozbawione pożytecznych surowców, podczas gdy po ruwendiańskiej 
stronie 
kryły się pokłady złota i platyny oraz wiele rodzajów kamieni szlachetnych. Te 
cenne metale i 
kryształy, wypłukiwane przez wodę i osadzane po brzegach potoków, zbierali 
Odmieńcy z 
rasy Vispi, którzy sprzedawali je Uisgu, ci za człowieczym mieszkańcom Ruwendy. 
Innymi 
poszukiwanymi towarami z tego przewrotnego małego królestwa były zioła 
lecznicze, 
przyprawy i korzenie, futra worramów i skóry fedoków oraz niezwykłe starożytne 
przedmioty, które Odmieńcy znajdowali w zrujnowanych miastach położonych w 
najbardziej 
niedostępnych zakštkach Krainy Błot.
Nawet w najlepszych czasach handel pomiędzy Labornokiem i Ruwendš wywoływał 
nasze 
rozdrażnienie i gniew, czasami bywał też zajęciem zgoła niebezpiecznym. Wielu 
naszych 
sławnych królów gryzšc wšsy z wciekłoci nad jakim zuchwałym postępkiem 
Ruwendian, 
żšdało od swych generałów opracowania planu ich podboju. Trudno jednakże 
najechać kraj, 
do którego jest tylko jedno dojcie  stroma i wšska Przełęcz Vispir w Górach 
Ohogan, 
strzeżona przez dobrze rozlokowane ruwendiańskie forty. Smutnej pamięci 
labornoccy 
królowie, którzy podjęli takš próbę, nie wrócili żywi.
Ocaleli żołnierze opowiadali o straszliwych mronych mgłach, tršbach 
powietrznych, z 
których zda się spoglšdały ze złociš nieczłowiecze oczy, burzach ze niegiem, 
deszczem i 
gradem, potwornych kamiennych lawinach, dziesištkujšcych armię morowych zarazach 
oraz 
innych nieszczęciach, które spadały na najedców. Wydawało się, że stawiały im 
opór 
jakie nadprzyrodzone siły. A jeli nawet zdołali zdobyć strzegšce przełęczy 
strażnice, 
grzšskie błota na ich zapleczu stanowiły jeszcze groniejszš przeszkodę dla 
naszej armii 
inwazyjnej.
I każdy labornocki kupiec dobrze o tym wiedział.
Ta gildia zuchwałych, przedsiębiorczych kupców, przekazujšcych sobie z ojca na 
syna 
koncesje handlowe i jakie chronišce życie zaklęcia, skupiała tylko tych 
obywateli naszego 
królestwa, którzy znali tajemnš drogę do serca Ruwendy. Niejeden labornocki 
dowódca, 
rozwcieczony daremnymi próbami uzyskania wyranych wskazówek lub użytecznej 
mapy 
od niechętnych do współpracy kupców, oskarżał ich o używanie czarnej magii 
zamykajšcej 
im usta i uniemożliwiajšcej mówienie podczas przesłuchań. W końcu drogę tę 
odnalazł za 
pomocš swojej sztuki potężny czarodziej Orogastus, o którym więcej dalej. Zanim 
to jednak 
nastšpiło, kupcy dobrze strzegli swojej tajemnicy i nie tylko mieli monopol na 
handel z 
Ruwendš, ale i niemałe wpływy polityczne.
Typowa karawana, organizowana przez czterech kupców, była mała i składała się z 
nie 
więcej niż dwudziestu czterech wozów cišgniętych przez volumniale i około 
pięćdziesięciu 
ludzi. Podawszy dowódcom ruwendiańskich strażnic pewne im tylko znane hasła, 
kupcy 
prowadzili karawanę do Krainy Błot nieoznaczonš i zdradzieckš górskš drogš. 
Tylko w kilku 
odizolowanych miejscach pomiędzy górami granicznymi a odległš od nich o dwiecie 
mil 
ruwendiańskš Cytadelš napotykali błogosławiony, twardy grunt. Największa połać 
suchego 
lšdu, położona na wschód od Drogi Handlowej, nazywała się Krainš Dyleks, gdzie 
na 
polderach  odgrodzonych groblami i osuszonych obszarach  znajdowały się pola 
uprawne, pastwiska i rozrzucone z rzadka miasta. Virk, największe z owych miast, 
celował w 
wytapianiu rud dostarczanych przez Odmieńców  Uisgu albo Nyssomu  i był drugim 
co 
do wielkoci ruwendiańskim orodkiem handlu kamieniami szlachetnymi i cennymi 
metalami. Znacznie więcej tych transakcji zawierano w Cytadeli, stolicy Ruwendy, 
przycupniętej na skalnym wzniesieniu w centrum Błotnego Labiryntu.
W Cytadeli kupcy płacili królewskie myto, a przed odjazdem musieli też zapłacić 
różnej 
wysokoci składowe od przywiezionych towarów, co było jednym z punktów zapalnych 
w 
stosunkach Ruwendy z Labornokiem. Dopiero wtedy mogli bez przeszkód sprzedawać 
towary 
na wielkim jarmarku Cytadeli, a następnie nabywać artykuły pierwszej potrzeby, 
jakimi były 
minerały lub drewno. To ostatnie ruwendiańscy agenci otrzymywali od 
mieszkajšcego w 
lasach plemienia Wywilów. Kupcy poszukujšcy bardziej luksusowych towarów płynęli 
ruwendiańskš płaskodennš łodziš jakie sto mil w górę Mutaru do miejsca, w 
którym rzeka ta 
łšczy się z Visparem. Leży tam zrujnowane miasto Trevista, na którego placach 
odbywajš się 
słynne jarmarki Odmieńców. Odbywajš się wyłšcznie podczas pory suchej  podróż 
bagiennymi drogami wodnymi jest niemożliwa, gdy znad Morza Południowego 
nadcišgajš 
monsuny. Wtedy Odmieńcy odważajš się wędrować po Błotnym Labiryncie, używajšc 
tylko 
sobie znanych od wieków sposobów.
Trevista pozostaje jednš z wielkich tajemnic naszego Półwyspu. Jest 
niewiarygodnie stara i 
niebywale piękna, nawet w obecnym, opłakanym stanie. Labirynt kanałów, 
rozpadajšce się 
mosty i majestatyczne, choć zrujnowane, budowle poronięte sš obficie lenymi 
kwiatami. 
Resztki oryginalnego planu miasta pozwalajš dojrzeć, iż budowniczowie Trevisty 
posiadali 
dowiadczenie i techniczne mistrzostwo znacznie przewyższajšce najwyżej 
rozwinięte 
cywilizacje Półwyspu.
Znawcy utrzymujš, że Ruwenda była niegdy wielkim, utworzonym przez lodowiec 
jeziorem, usianym wyspami, które obecnie sš tylko pagórkami wznoszšcymi się na 
moczarach. Na wielu stojš podobne do Trevisty ruiny. Nawet Odmieńcy niewiele 
wiedzš o 
tych starożytnych miastach. Mówiš tylko, że zbudowali je Zaginieni i że 
istniały, kiedy ich 
przodkowie przybyli do krainy bagien. Powiadajš też, że ruwendiańskš Cytadela, 
prawdziwa 
góra wzniesiona z połšczonych w skomplikowany system murów, bastionów, baszt, 
wież i 
gmachów, miała być siedzibš owych władców Półwyspu.
Bardziej odizolowane ruiny, dostępne tylko dla tubylców, sš ródłem najbardziej 
poszukiwanych towarów  starożytnych dzieł sztuki i tajemniczych mini...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin