DYKTANDA DLA KLAS 4.doc

(185 KB) Pobierz
DYKTANDA DLA KLAS 4 – 6

DYKTANDA   DLA   KLAS    4 – 6

 

 

 

 

DYKTANDA  SPRAWDZAJĄCE

 

1. Trzaśnięcie drzwiami zabrzmiało jak krótki wystrzał. Grzesiek wzruszył niechętnie ramionami. Nie chciał się przyznać przed samym sobą, że pożegnanie z Jakubem nie należało do miłych.

Od dłuższego już czasu wiódł z przyjacielem nie kończący się spór. Jakub sprawiał wrażenie pokrzywdzonego i obrażonego. Nie chciał zrozumieć racji Grzegorza i zachowywał się jak histeryk.

Przecież nie można zrezygnować ze swoich przekonań tylko dlatego, że kolega nie potrafi znieść mężnie porażki. Honor nie pozwalał zrobić pierwszego kroku. Z drugiej strony żal mu było druha. Po chwili wahania podniósł słuchawkę i uważnie wykręcił numer. Przy trzecim sygnale zniechęcony zrezygnował z kontaktu telefonicznego i postanowił pojutrze odwiedzić Jakuba w domu.

 

2. Temperatura na dworze utrzymywała się poniżej zera. Leżał jeszcze śnieg, ale mróz wyraźnie zelżał. Najświeższe wiadomości przyniósł Hubert, który twierdził, że wszystkie szkoły są zamknięte. Poczuliśmy się pokrzywdzeni. To nie było w porządku. Po głowach zaczęły chodzić nam przeróżne pomysły. Nagle Bartek żwawo wybiegł na dwór i zaraz wrócił z garścią śniegu. Zaczął troskliwie okładać nim klasowy termometr. Genialny pomysł! Obniżona temperatura rychło zmusi dyrekcję do zamknięcia budy. Zabrzmiał dzwonek i do klasy wszedł matematyk w różowym sweterku w żółty wzorek. że zdziwieniem spojrzał na termometr, z którego ciężkimi kroplami ściekała woda. Z humorem stwierdził, że jest tak gorąco, że nawet termometr się spocił. Zgrzytając zębami ze złości, mężnie znieśliśmy porażkę.

 

3. W klasie zawrzało jak w ulu, gdy hultaj Hubert rzucił z rozmachem na stół niedojrzałe jabłko z napisem: „dla najpiękniejszej”. Każda z dziewcząt chciała mieć jabłko dla siebie, ale było ich trzynaście, a jabłko jedno. Trzeba rozstrzygnąć należycie ten spór i przyznać owoc właściwej osobie. Klasowy przywódca zarządził konkurs urody i wdzięku. Zwyciężczyni może sobie wziąć ze sobą tę „kość niezgody. Klaudia zaczęła się chełpić pięknymi włosami, które myła w źródlanej wodzie, Agnieszka prezentowała figurę smukłą jak trzcina, a Edyta krzepę i tężyznę ramion godną mężczyzny. Wszyscy uważnie obserwowali prezentacje i nie zwracali uwagi na talerz z leżącym jabłkiem. Gdy się odwrócili, ujrzeli ohydny ogryzek. Przedmiot zamieszania zniknął bez śladu.

 

 

4. Po siódmej godzinie lekcyjnej wlókł się znużony do domu. Nie można powiedzieć, żeby odniósł sukces. Wydarzenia szkolne miały dziś niekorzystny przebieg. klasówka z historii nie wróżyła niczego dobrego, nieszczególnie wypadła też powtórka z matematyki. Na dodatek zastał oskarżony o wyrycie ohydnego napisu w toalecie. Uważał to podejrzenie za haniebne i rozważał różne możliwości rehabilitacji. Wierzył, że spacer pozwoli mu uporządkować wzburzone myśli. Pragnął robić coś, co poprawiłoby mu humor. Możliwości było mnóstwo mógł słuchać muzyki młodzieżowej, obejrzeć współczesny film, porozmawiać z przyjaciółmi. Jego życzenie spełniło się natychmiast. Poczuł za kołnierzem lodowate zimno. To kula śnieżna wylądowała na jego grzbiecie, a do ucieczki rzucili się Jakub i Jurek. Nie pozostał im dłużny i zabawa przekształciła się w regularną bitwę. Zaostrzyło to ich apetyty, więc zajrzeli do baru i zamówili hamburgery. Po chwili rozmawiali dość chaotycznie o ważnych sprawach szkolnych. Okazało się, że nie wszystko stracone. Chłopak z VIII a, po krótkim wahaniu, przyznał się do tej radosnej twórczości w toalecie. Westchnął z ulgą jego honor został uratowany.

 

5. Był późny wieczór. Jak co dzień mama siedziała ze szklanką chińskiej herbaty i próbowała uporządkować swe myśli. Błaha sprzeczka podczas oglądania filmu przygodowego zepsuła jej humor. Wyrzucała sobie, że nie zdążyła w porę powstrzymać Łukasza, który skrytykował ulubionego aktora Róży za nieudolne odtwarzanie postaci bohaterskiego chirurga. Siostra nie pozostawała w tyle, wyśmiewając chudość i różowawe włosy jego ukochanej piosenkarki. Mama z rozrzewnieniem wspominała czasy, kiedy cała rodzina w harmonijnej zgodzie oglądała Przygody Bolka i Lolka”. Na próżno próbowała przypomnieć sobie coś przyjemnego. Wspomnienia wspólnych wędrówek i wakacyjnych podróży tylko na chwilę poprawiły jej nastrój. Nagle usłyszała chóralny śmiech, który dochodził z sąsiedniego pokoju. Mama weszła tam z miną wróżącą burzę, ale w kącikach jej ust błąkał się leciutki uśmiech. Jej dzieci w najlepszej zgodzie opowiadały sobie różne dowcipy, chrupiąc kukułki i orzeszki.

 

 

6. Wiosna spóźniała się. Wszyscy z utęsknieniem oczekiwali na cieplejszy podmuch powietrza, snując się leniwie w przybrudzonych kurtkach i ciężkich kożuchach. Dziewczyny z VI a uważnie omijały kałuże i niezdarnie człapały w przemoczonych butach po ścieżkach parku. Chciały sprawdzić czy wśród krzaków i drzew nie ma wiosny. Gałązki wierzby nie wypuszczały jeszcze pędów i oprócz wyszarzałych wróbli nie zauważyły żadnych ptaków. Jedyną korzyścią z tej wędrówki było spotkanie z wiewiórką, którą ujrzały na konarze spróchniałego buka. Trzymała w łapkach niewielki orzeszek i ochoczo go chrupała. W parku zaczęto już przygotowania do spotkania z wiosną: porządkowano alejki, przywracano ławkom ich dawny, brązowy kolor, wytyczano nowe kształty klombom i sadzono na nich róże. To przypomniało dziewczętom, że należy wziąć udział w domowych porządkach.

7. Klaudia uparcie wkuwała nazwy stolic poszczególnych państw: Japonii Tokio, Norwegii Oslo, Szwecji Sztokholm, Belgii Bruksela, Szwajcarii Berno. Próbowała wyobrazić sobie życie Japończyków czy Norwegów. Najchętniej chciała być paryżanką, mieszkać w pięknej dzielnicy i kupować ubiory w słynnych domach mody. Marzenia uniosły ducha Klaudii daleko nad Sekwanę. Powrót do rzeczywistości był smutny, ale konieczny. Z żalem dumała o ciężkim losie uczennicy, która musi zapamiętać pisownię różnych wyrazów: „gżegżółka z żółtą piegżą siedziały na krzaku jeżyn obok żywopłotu z bukszpanu”. Co za horror! Kto wymyśla te ortograficzne historie? Na pewno jakiś sadysta polonista, dręczyciel młodzieży, wyżywający się na przekór wszystkim humanistycznym ideałom!

 

 

PISOWNIA WYRAZÓW Z „RZ – Ż”

 

 

 

1. Od rana prześladował Filipa pech. Wszystkie przygotowania do podróży były zakończone i rodzina Konopków poszła na plażę, aby pożegnać się z morzem i po raz ostatni przejść się brzegiem. Wiatr ucichł i było bardzo przyjemnie i ciepło. Mewy z krzykiem chwytały kawałki bułki, które rzucał im Filip. Zajęty karmieniem ptaków nie zauważył, że zbytnio zbliżył się do brzegu. W pewnej chwili jakaś złośliwa fala brzydko ochlapała chłopca. Przerażony i przemoczony Filip odskoczył gwałtownie do tyłu i ciężko upadł na piasek. Możecie sobie wyobrazić, jak śmiesznie wyglądał! Oblepiony piachem sprawiał wrażenie stracha na wróble. Trzeba było szybko wracać do domu, rozpakować bagaże i przebrać Filipa w suchą odzież. Mama była rozgniewana nie na żarty, ale tata i Ewa trzęśli się ze śmiechu. Filip również się trząsł, ale z zimna. Każdy krok sprawiał mu ból, w zębach zgrzytał nieprzyjemnie piasek, trudno było mu się poruszać. Zły i rozżalony powstrzymał łzy i mężnie szedł naprzód. Nie tak wyobrażał sobie ostatni dzień wakacji.

 

2. Już skończyły się wakacje i nadszedł wrzesień. Liście na drzewach pożółkły, a grona jarzębin poczerwieniały prześlicznie. Zabrzmiał pierwszy dzwonek szkolny i młodzież rozpoczęła nowy rok nauki. Filip z drżeniem serca przekroczył próg szkoły. Był teraz uczniem czwartej klasy. Przywitał się z koleżankami i kolegami i usiadł w czwartej ławce w rzędzie pod oknem. Patrzył na zalane słońcem szkolne podwórze. Było bardzo ciepło i tylko brzęczenie owadów zakłócało ciszę. Nagle przez otwarte okno wleciało do klasy duża pszczoła. Zbliżyła się do Filipa i usiadła mu na policzku. Po chwili rozległ się  okrzyk bólu. Filip trzymał się za twarz – pszczoła użądliła go boleśnie. Koledzy przyłożyli mu zimny okład do bolącego miejsca. Po paru minutach twarz Filipa przybrała kształt olbrzymiej dyni. Gdy wychowawczyni weszła do klasy, nie poznała chłopca. Myślała, że to jakiś nowy przybysz. Filip był szczerze zmartwiony, że jego pech towarzyszy mu nawet w szkole.

 

3. Od samego rana panuje w domu Filipa wielkie zamieszanie. Wszyscy gorliwie sprzątają mieszkanie, ponieważ babcia Weronika z Pszczyny przyjeżdża w odwiedziny. Babcia jest przewrażliwiona na punkcie porządków, zawsze dostrzeże najmniejszy pyłek, każdy brud. Mama jeździ odkurzaczem po dywanach, tata trzepie zasłony i koce., Filip z Ewą ścierają kurze z mebli. Nawet Lejek, mały kędzierzawy piesek, pracowicie zagrzebuje resztki kości pod swój materacyk. Po dwóch godzinach uciążliwej pracy całej piątki mieszkanie lśni i pachnie świeżością. Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na pokoje, ostatnie poprawki i można czekać na gościa. Mama w kuchni parzy herbatę, tata przygotowuje kanapki, a Filip czesze grzebieniem Lejka. Dzwonek do drzwi podrywa wszystkich na nogi. To babcia! Na progu stoi listonosz z telegramem:

”Przepraszam, nie mogę dziś przyjechać. Będę w przyszłym tygodniu. Babcia”.

O rany! Za tydzień trzeba znów sprzątać.

4.      Niedziela zapowiadała się bardzo ciekawie. Poprzedniego wieczoru tata zaproponował wyjazd do lasu na grzybobranie. Cała rodzina z radością przyklasnęła pomysłowi taty. Jak miło będzie spacerować po modrzewiowym lesie i szukać grzybów! Przydadzą się na uroczystą, niedzielną wieczerzę. Następnego ranka, gdy tylko blask słońca rozświetlił niebo, wszyscy byli gotowi do drogi. podróż nie była uciążliwa, toteż weseli i wypoczęci stanęli na brzegu lasu. Lejek towarzyszył im wszędzie. Radośnie szczekał na ptaki i obwąchiwał wystające korzenie. Filip pilnie patrzył pod nogi. Bardzo chciał znaleźć pierwszego grzyba. Kusiły go czarne, dojrzałe jeżyny i czerwone borówki. Ewa zbierała liliowe wrzosy, a mama i tata korzystali ze świeżego powietrza i głęboko wdychali sosnowy zapach lasu. Po trzech godzinach spotkali się przy samochodzie. Filip miał twarz czarną jak Murzyn od jeżynowego soku, Ewa potężny bukiet wrzosowy, a mama i tata roześmiane oczy. W koszykach nie było śladu grzybów. Trudno, na kolację będą parówki w chrzanowym sosie i rzodkiewki.

 

5.      Filip ma duże zmartwienie. Pożyczył od Grzegorza książkę i obiecał ją oddać w ciągu tygodnia. Mija już trzeci tydzień i kolega żąda zwrotu książki, ale Filip nie może jej znaleźć. Przeszukał wszystkie półki, szafy i różne zakamarki. Na próżna, nigdzie jej nie ma. Przecież nie wyniósł książki  z domu, ani nikomu jej nie pożyczył. Jeżeli jej nie znajdzie, będzie musiał odkupić inną. Wciąż nie mógł zrozumieć, co się mogło z nią stać. Ewa zażartowała, że musi iść do wróżki. Może ona pomoże. Filip ciężko westchnął. Ale cóż to? Spod materacyka Lejka wystaje jakaś kartka. Ależ to zagubiona książka! Kto ją tam położył? Czyżby Lejek czytał? Pies nieśmiało merda ogonem, prosząc o przebaczenie. Jeszcze nie zdążył przeczytać, a jest taka ciekawa! Przygody Ferdynanda Wspaniałego to pasjonująca lektura.

 

PISOWNIA  WYRAZÓW  Z  „Ó U

 

 

1.     Klasa czwarta wyruszyła na drugiej lekcji na pieszą wędrówkę. Pani od plastyki, zwana przez uczniów po prostu Paleta”, starała się utworzyć ze swych podopiecznych równy szereg, ale niezbyt jej się to udawało. Filip szedł w drugiej dwójce z Jakubem, za nimi Jurek z Hubertem, pochód zamykały Justyna i Klaudia. Zaraz za furtką spadł Justynie kolorowy beret z włóczki, za którym pobiegł Jurek i złapał go na brzegu kałuży. Filip, ubawiony tym wydarzeniem, nie zauważył słupa i uderzył się boleśnie w głowę, nabijając sobie guza. Po tym krótkim zamieszaniu zapanował spokój. Maszerując dalej wzdłuż płotów, parkanów okolicznych domów, zbliżyli się do ogródków działkowych. Mieli obserwować bogactwo kolorów jesieni, ale wybrali się zbyt późno i dzień był pochmurny, bo oprócz pożółkłych liści i zeschniętych badyli nie zauważyli nic ciekawego. Nadciągnął ostry, zimny wiatr zwiastujący zbliżającą się wichurę. Ten i ów oglądał się z niepokojem za siebie, z głów poleciały czapki i berety. Paleta” grubym głosem nakazała odwrót. Wśród pisków dziewcząt rzucili się w kierunku szkoły.

6.      Stróż Józef powitał ich w progu z miną nie wróżącą niczego dobrego. Woźna Mazurowa zażądała dokładnego wytarcie butów. Zbiegli na dół do szatni. Jedni zrzucali swoje kurtki i kożuchy. nie uważając gdzie je kładą, inni nurkowali w stercie odzieży szukając szalików i czapek zagubionych w tym zamieszaniu. Ożywienie wniósł Jakub, który wśród skarbów ukrytych w kieszeniach znalazł skórkę od banana. Zaczęto ją podrzucać, starając się trafić w żarówkę. „Mózgiemtej zabawy był Jurek, który mimo włożonego trudu nie osiągnął celu. Próżno starał się o to usilnie. Tej trudnej sztuki dokonał Łukasz, celując w żarówkę ze stojącej obok ławeczki. Zaskoczeni tym chłopcy tchórzliwie ratowali się ucieczką. Na miejscu pozostał Filip, który spokojnie zajadał bułkę z żółtym serem i nie uczestniczył w zabawach kolegów. Ale to on musiał wysłuchać wymówek woźnej, potrząsającej groźnie pękiem kluczy.

2.     Mój ulubiony bohater taki tytuł miała praca, którą właśnie pisał ilip. Wybór nie był trudny. To Staś Tarkowski, zaś utwór, z którego pochodził, to „W pustyni i w puszczy lektura klasy piątej. Główną zaletą chłopca było to, że nie był tchórzem. Podczas długiej i pełnej przygód podróży potrafił uchronić swą malutką przyjaciółkę Nel przed niebezpieczeństwami. Dokonał wielu bohaterskich czynów: uwolnił słonia, zmylił pościg wrogów. Podczas wędrówki miał do pomocy tylko Murzynów i psa Sabę. Filip podziwiał odwagę i upór Stasia, wraz z nim odkrywał obóz geografa, puszczał latawce z Góry Lindego. Do jego ulubionych przygód należała ta, gdy podróżnicy wraz z Kalim, teraz już królem, wkroczyli na pustynię, na której, według słów autora, „nie ma ani rzek, ani kałuży”. Karawana z trudem poruszała się naprzód. Próby odkrycia wody na tej suchej równinie kończyły się klęską. Filip w myślach przeniósł się na pustynię i nie słyszał wołania mamy. Dopiero leciutki zapach zupy dolatujący z kuchni przywrócił go do rzeczywistości. „Nie ma to jak szczęśliwe zakończenie pomyślał.

 

PISOWNIA WYRAZÓW Z „CH H

 

1.     W gmachu szkoły rozbrzmiewał chóralny śpiew. To uczniowie ćwiczyli popularne kolędy. Jutro miała nadejść uroczysta chwila świąteczne spotkanie przy choince. Zaczęto natychmiast myśleć o koniecznych przygotowaniach. Klasa Filipa bez wahania zaczęła robić łańcuchy z kolorowych kółek. Składał się on z odrębnych części, początkowo chaotycznie połączonych. Poczynania poszczególnych grup udało się jednak zharmonizować i jedna z najcenniejszych ozdób zajmowała teraz całą powierzchnię klasy. Wybuchnął spór, jak umieścić go na choince, jednak po chwili hałaśliwy pochód złożony z uczniów IV klasy schodził po schodach w kierunku sali gimnastycznej. Tam, na honorowym miejscu ustawiono drzewko. Natychmiast przystąpiono do dekoracji. Mogli już teraz myśleć o odwiedzinach Świętego Mikołaja, który będzie niechybnie, ubrany w stary kożuch, nauczyciel historii. „Chyba nie zapomni o prezentach myśleli chłopcy, odruchowo spoglądając na drzewko. Liczyli na hojność dyrektora, chłonąc niezwykły zapach igliwia i świątecznej chwili.

2.     Chwiejny charakter Filipa był przyczyną jego kłopotów i rozterek. Ze strachem myślał o zbliżających się świętach i prezentach dla całej rodziny. I...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin